Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy

Komediantka liryczna

O autorze:

Grzegorz Ćwiertniewicz jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Współpracował z Nową Siłą Krytyczną Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego w Warszawie, „Dziennikiem Teatralnym”, a także wortalem „Teatr dla Was”. Prowadzi blog społeczno-kulturalny w serwisie  natemat.pl. Publikuje m.in. w „Polonistyce”, „Teatrze”, „Kwartalniku Edukacyjnym”, „Dyrektorze Szkoły” i „Edukacji i Dialogu”. Z zawodu recenzent teatralny. Z pasji – wielbiciel Krystyny Sienkiewicz.

O książce:

„Artystą nie zostaje się z nadania, ale dzięki wewnętrznemu przekonaniu,
że ma się jakąś misję do spełnienia, której nie wolno zignorować”
Łukasz Drewniak, krytyk teatralny

Życie zawodowe i prywatne Krystyny Sienkiewicz Ćwiertniewicz opisuje w siedmiu rozdziałach.

Pierwszy nosi tytuł „Cerowane marzenia” i opowiada o dzieciństwie aktorki, niełatwym bo naznaczonym wojną i utratą rodziców. Autor drobiazgowo opisuje dzieje rodziny, prostuje podawane dotąd fakty. Opisując lata szkolne, podaje, ile Sienkiewicz opuściła godzin lekcyjnych, jakie miała stopnie i czy była punktualna. Wspomina o tym, że na studiach nauczyła się nie tylko malarstwa ale i palenia papierosów.

Drugi – „Wolę Krzyże niż Paryże” to historia Studenckiego Teatru Satyryków, w którym bohaterka udzielała się jako plastyczka i aktorka. Już od dziecka „chciałam coś przedstawiać, nie wystarczyło samo oddychanie”. Odpowiadając na pytanie dlaczego nie została zawodową plastyczką żartobliwie odpowiada: „za ładna byłam, żeby stać przy sztaludze”.

Kolejny rozdział „Mocny tandem z Agnieszką Osiecką” opowiada o przyjaźni prywatno-zawodowej obu pań.

Następne to „Na scenie ma energię małego dziecka”, „Panie co tu kręcą?, „Kabaret, estrada, radio i telewizja”, „Krystyna Sienkiewicz – komediantka liryczna”.

Ćwiertniewicz bardzo dokładnie prześledził życie prywatne i zawodowe aktorki. Sprawy osobiste są omawiane tylko w takim rozmiarze, aby to nikogo nie dotknęło. I słusznie.

Podaje mnóstwo szczegółów – czasem jest to nużące, np. kiedy podaje pełną obsadę każdego spektaklu, w jakim aktorka występowała. Cytuje wypowiedzi Sienkiewicz, jej znajomych, rodziny, recenzje z różnych spektakli, fragmenty ról, kilka tekstów piosenek jakie wykonywała i część listu od Agnieszki Osieckiej.

To opowieść o wciąż niezaspokojonym pragnieniu posiadania dużej rodziny. O mężach, córce, psach, kotach i aniołach. Także o tym, że aktorka otacza się pozytywnymi ludźmi, dla niej poczucie humoru jest jedną z najważniejszych cech charakteru, łącznie z inteligencją i uczciwością. A także o wielostronnym talencie, pracowitości, odpowiedzialności i według mnie – samotności.

Książka zawiera wiele zdjęć, kalendarium, przypisy, podziękowania a także podane są źródła ilustracji.
Możemy też przeczytać tekst listu od prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jaki Krystyna Sienkiewicz otrzymała z okazji 75. urodzin.

Lubiącym szczegółowe biografie polecam.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Sekretarz o Szymborskiej

O autorze:

Michał Maciej Rusinek urodził się 31 stycznia 1972 w Krakowie. Literaturoznawca, tłumacz, pisarz. Doktor habilitowany nauk humanistycznych. Michał Rusinek został sekretarzem Wisławy Szymborskiej wkrótce po otrzymaniu przez poetkę nagrody Nobla i był nim do jej śmierci. Teraz prowadzi Jej fundację: http://www.szymborska.org.pl/. W latach 1991–1996 studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim.
 W 2002 roku uzyskał stopień doktora  na podstawie pracy „Między klasyczną retoryką a ponowoczesną retorycznością”, a w roku 2013 habilitował się na podstawie książki „Retoryka obrazu. Przyczynek do percepcyjnej teorii figury”. Jest adiunktem w Katedrze Teorii Literatury na Wydziale Polonistyki UJ, gdzie wykłada teorię literatury i retorykę. Bywa tłumaczem z języka angielskiego. Autor książek dla dzieci i dorosłych, tekstów piosenek. Pisuje felietony o książkach i języku. Michał Rusinek jest autorem nazw żartobliwych gatunków literackich stworzonych przez Szymborską: lepiej, odwódka i moskalik.

O książce:

„Jedna rzecz jest u ciebie cudowna: ty naprawdę nie jesteś zarozumiała”.
Czesław Miłosz

Michał Rusinek przez szesnaście lat był sekretarzem osobistym (poetka żartowała, że pierwszym sekretarzem) Wisławy Szymborskiej. Został nim z polecenia promotorki swojej pracy magisterskiej wkrótce po ogłoszeniu przez Akademię Szwedzką, że Polka dostanie Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury.

Tytuł książki brzmi „Nic zwyczajnego” i autor udowadnia, jak niezwykłą osobą była jego „szefowa”, choć w książce nie brakuje też obrazów zwykłego życia. Rusinek opisuje z jakimi nietypowymi problemami zmagała się Szymborska po otrzymaniu najważniejszej Nagrody.

Pomagał jej w segregowaniu i odpisywaniu na niektóre listy i faksy, których ilości były nie do ogarnięcia, a większość z nich zawierała prośbę o pomoc finansową. W tych z prośbą o autograf znajdowali załączniki. Co się z nimi działo – odpowiedź jest w książce.

W jaki sposób poetka reagowała na tę lawinę odpowiadając na prośby i zaproszenia przeczytajcie sami. Jedna z wymówek (ale nie zastosowanych, niestety) bardzo mi się podoba: „Przyjadę jak będę młodsza”. Niezwyczajne stało się też życie autora. Musiał bezboleśnie wpasować się w egzystencję Szymborskiej, a także zostać zaakceptowanym przez jej przyjaciół i znajomych.

Dotychczasowe życie noblistki miało swój rytm i zwyczaje, a Nagroda zmieniła bardzo dużo. O tym autor szczegółowo opowiada. Jednak nie obyło się bez zwykłej codzienności, którą Rusinek opisuje z poczuciem humoru. Bo Szymborska lubiła zakupy w supermarketach, kupowała wino tylko w krzywych butelkach, preferowała ciasteczka „brzydkie ale pyszne”, nie lubiła mleka, dużo paliła.

W książce jest parę anegdot jak ta: taksówkarz poznał poetkę i powiedział: „To dla mnie zaszczyt wieźć taką osobliwość”.

Autor opisuje różne spotkania autorskie, wyjazdy zagraniczne, rozmowy z Miłoszem. Dowiadujemy się, że oboje nobliści lubili taki sposób głośnego czytania swoich wierszy, jakby głośno myśleli i nas do tego zapraszali.

„Wiersz jest dla niej rozmową, zachętą do dalszego rozmawiania, zawsze otwarciem, nigdy kategorycznym postawieniem kropki”.

Czytelnik poznaje także losy rodziny poetki, m.in. kłopoty matki z powodu panieńskiego nazwiska. I w jak taktowny sposób poetka reagowała na coś co się jej nie podobało. Do naśladowania.

Rusinek pisze też o tekstach Szymborskiej w rubryce „Poczta literacka” w piśmie „Życie literackie” i o jej felietonach „Lektury nadobowiązkowe”.

Książka zawiera zdjęcia dowcipnych wyklejanek poetki, ręko- i maszynopisów.

Wspomnienia kończą się tak jak życie poetki. Zacytowano w książce wiersz „Nazajutrz – bez nas” i umieszczono wyklejankę poetki zatytułowaną „Moja ostatnia fotografia”.

Czytając „Nic zwyczajnego” miałam wrażenie, że jestem tuż obok Szymborskiej, w jej mieszkaniu, podróżach, spotkaniach autorskich. To wielka zaleta tej książki.

Przed sięgnięciem po tę pozycję, warto przeczytać „Pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny Wisławy Szymborskiej”. Polecam obie.

A na koniec cytat: 
„Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła” – Wisława Szymborska.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Łyżwiarz w przerębli

O autorze:

Carola Dunn urodziła się 14 listopada 1946 roku w Anglii. Twórczość literacką zaczęła od pisania romansów historycznych. Widocznie jednak ten gatunek jej nie wystarczał, bo napisała 21 tomów cyklu  „Kryminalne przypadki Daisy D.”, pozostając przy historycznym tle.

O książce:

„Wygląda na to, że w całym kraju aż roi się od oszukanych mężów
i okłamanych przedsiębiorców, którzy mieli tysiąc powodów,
by zażądać głowy lorda Stephena”.

Pierwszy tom serii nosi tytuł „Śmierć w posiadłości Wentwaterów”. W polskiej edycji na okładce jest siedzący na wannie, czarny kot. Ale w tekście go nie ma, co mnie bardzo rozczarowało.

Akcja powieści toczy się w ciągu tygodnia, zimą 1925 roku. Córka wicehrabiego, dwudziestopięcioletnia błękitnooka Daisy Dalrymple nie chce być zależna od rodziny, a za mąż nie wyszła, bo jej narzeczony zginął w czasie pierwszej wojny. Namolny wielbiciel Philip natomiast niech sobie wielbi inną panią. Wyprowadziła się od matki, postanawiając zarabiać jako dziennikarka. Dostaje zlecenie na napisanie artykułu o posiadłości lorda Wentwater. Dobre pochodzenie umożliwia jej kontakt z wyższymi sferami.

Autorka klasycznie prowadzi akcję – najpierw przedstawia czytelnikowi całą rodzinę – lorda, jego bardzo młodą żonę z tajemnicą, czwórkę dorosłych dzieci, co jedno to mniej udane. Także siostrę, to „Rozłożysta dama w niesprecyzowanym wieku, ubrana w obszerne tweedy i wspaniale perły” z mężem. No i służbę, która nosiła uniformy oraz liberie, pracowała do ósmej wieczór, a nawet do północy, bo jaśniepaństwo mogliby potrzebować pomocy przy zaspokajaniu zachcianek czy wychodzeniu z bardzo wysokich wanien. Dunn opisuje także wnętrze domu, podaje fakty z dziejów rodziny. A potem następuje znalezienie trupa.

Wszyscy ukradkiem cieszą się, że ten łajdak o zimnych oczach zginął, tylko kto jest mordercą? Daisy pomaga policjantowi Alecowi Fletcherowi, a nawet całej rodzinie, bo jest bystra i życzliwa. Policjantów lord nie zaprasza do stołu na wspólny posiłek, bo przecież nie są dżentelmenami. Mogą najwyżej osobno zjeść kanapki o nazwie „rozkosz dżentelmena” z chlebem bez skórki. Ale co to za rozkosz bez skórki? Alec „ani przez chwilę nie wierzył we wrodzoną wyższość arystokracji”. I słusznie.

W tle mamy też kradzież arystokratycznych klejnotów. I odrobinę humoru. Szkoda, że tak mało.

Niestety tłumaczka ma kilka wpadek:
– zamiast „lufka” (do palenia papierosa) podaje słowo obsadka,
– zamiast „trup w szafie” – „kościotrup w szafie”,
– zamiast „macocha” – „przybrana matka”.
No i uwielbiam proste zdania typu: „Kawę oraz alkohole podano i skonsumowano”. A już zupełnie powaliło mnie coś takiego: „Arystokratyczna godność przenikała każdy cal jego wysokiej, wyprostowanej postaci”. No, istna „Trędowata” z której pamiętam: „Rasa szła przed nim i za nim, owijając się wokół jego stóp”.

Można tę książkę przeczytać dla zapewnienia sobie czystej rozrywki. Może w podróży lub u dentysty. Albo czekając na Godota.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Smaki dzieciństwa

O autorze:

Małgorzata Kalicińska urodzila się  30 września 1956 w Warszawie. Jest absolwentką XXXVII Liceum Ogólnokształcącego im. Jarosława Dąbrowskiego w Warszawie.  Ukończyła studia w Szkole Głównej  Gospodarstwa Wiejskiego. Pracowała w szkołach: Technikum Ogrodniczym w Konstancie-Jeziornie, Szkole Podstawowej nr 312 w Warszawie, Szkole Podstawowej nr 328 w Warszawie.  Była zbieraczką wiadomości w TVP1 w programie Kawa czy herbata?. Współtworzyła program Forum nieobecnych, współpracowała przy redagowaniu programu Żyć bezpieczniej. Wiele lat była współwłaścicielką Agencji Reklamowej Camco-Media (i pracowała tam). W latach 2008-2012 współpracowała z czasopismem „Bluszcz”. Od 2011 r. prowadzi własny blog internetowy. Ma dwoje dorosłych dzieci: Stanisława i Barbarę. Wspólnie z córką napisała powieści: „Irena” i „Kochana moja”. Swoją karierę pisarską zawdzięcza trylogii: Dom nad rozlewiskiem, Miłość na rozlewiskiem, Powrót nad rozlewisko, na podstawie których nakręcono serial telewizyjny.

O książce:

„…są to wspomnienia dziecka, obrazki zatrzymane w kadrze.
Sporo tu smaków, potraw, … dziecko najłatwiej
zapamiętuje to, co je, co smakuje…”

Autorka we wstępie informuje czytelników, że napisała te wspomnienia na prośbę swoich dzieci, którym opowiadała o beztroskim dzieciństwie na warszawskiej Saskiej Kępie i o wiejskich wakacjach.  Obejmują one koniec lat pięćdziesiątych, sześćdziesiąte i początek siedemdziesiątych.

Książka składa się z pięciu rozdziałów: Saska Kępa; Zwykłe życie; Rodzina; Wakacje; Zmiany. Jest też dość długi Wstęp , w którym dokładnie i po nazwisku wymienia wszystkie koleżanki i kolegów z podwórka. Kalicińska ma dobrą pamięć do szczegółów i nam ich nie szczędzi. Nie zawsze wychodzi to książce na dobre. No i jest Posłowie, w którym trochę się usprawiedliwia, że nie ma w tej książce faktów historycznych: „O wiele barwniej, wyraziściej wspominam dzieciństwo, mimo że przypadło podobno na okres szarego PRL-u, dlatego bardzo chciałam uchronić je od niepamięci…”. To słowo „podobno” jest charakterystyczne dla tych wspomnień.

Dla Kalicińskiej – dziecka wszystko było wspaniale i ekscytujące. Kochający tatuś, zabawy z rówieśnikami na podwórku i przyległych do bloków działkach i smaki jedzenia.

Poznajemy wszystkich sąsiadów – dorosłych i dzieci. Dokładnie – jak wyglądali, ubierali się, jakie mieli zwierzęta i zwyczaje i co matki koleżanek gotowały.

Także rodzinę autorki – rodziców po przejściach, wierzących w panujący ustrój i w pewnym stopniu będących jego beneficjentami. Kochającego ojca, mamę – z zawodu i natury nauczycielkę.

Krewnych, kuzynów – starszych, młodszych, polskich i zagranicznych.  Babcię Stasię, która miała kilku mężów, w tym geja, który po nocy poślubnej palnął sobie w łeb.

Najmniej jest o czytaniu książek, dopiero w rozdziale „Zmiany” wspomina, że przed snem lubiła poczytać „Kuchnię polską”.

Bo Kalicińska lubi jeść (ale nie słodycze): „Ja zawsze i wszędzie bywam głodna. Jedzenie stanowiło i stanowi dla mnie taką samą atrakcję jak zwiedzanie”.

Oprócz jedzenia bardzo lubiła być zakochana „W miłosny kompot wpadałam jak ta śliwka, często i łatwo”.

Książka jest bogato ilustrowana zdjęciami rodzinnymi, jest też parę rysunków.

Autorce można pozazdrościć pamięci do szczegółów i niepamięci do przykrych zdarzeń.

Tym, którzy lubią takie wspomnienia – polecam.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Reporterska archeologia

O autorze:

Jacek Aleksander Hugo-Bader urodził się 9 marca 1957 roku w Sochaczewie. Jest dziennikarzem i reportażystą. Ukończył studia pedagogiczne. Pracował jako nauczyciel, pedagog szkolny, socjoterapeuta, a także wykonywał różne prace fizyczne. Był szefem kolportażu MKK „Solidarność”, wydającej podziemne pismo „Wola” i drukującej „Tygodnik Mazowsze”. Opublikował książki: „Biała gorączka”; „W rajskiej dolinie wśród zielska”; „Dzienniki kołymskie”; „Długi film o miłości”; „Skucha”. Zrealizował cztery filmy dokumentalne. Otrzymał liczne nagrody.

O książce:

„Bunt i pokojowa walka Solidarności to jedyne,
obok wielkopolskiego, polskie powstanie,
które kończy się zwycięstwem”.

„Skucha” zaczyna się jak powieść sensacyjna. Dwóch mężczyzn po ciemku, ukradkiem, w ogródku wykopuje staroświecki słoik typu weck (wek) zawierający bardzo ważne dane. Jest to spis osób i adresów siatki kolportażowej największej w Warszawie organizacji podziemnej lat 80. XX wieku. Dokument ten otrzymuje autor i według niego teraz odwiedza mieszkańców Warszawy i okolic.
Wymienionymi na początku osobami dramatu jest dziesięciu mężczyzn i cztery kobiety, plus chór konspiratorów (7 osób) i chór rodzinny (także 7).  Autor nazwał ich „Kolumbowie rocznik 50.” choć są wśród nich i starsi.

Dlaczego powstała ta książka?

„Chciałbym … opowiedzieć jak żyje się działaczom, bojownikom podziemia demokratycznego w Polsce, którą sobie wywalczyli”.

Ale najpierw pada pytanie, dlaczego to robili? Powody były różne, więc autor próbuje je znaleźć w pochodzeniu, w rodzinach opozycjonistów. Jakie wzorce i ideały im przekazano.

Nie ma jednak prostej zależności, że dom z patriotycznymi tradycjami wychowuje dzieci, które walczą o wolność dla kraju. Czasem w ten sposób walczą o wolność osobistą, bo uciekają z toksycznego domu, gdzie rządzi alkohol, trauma po obozie koncentracyjnym, choroba psychiczna lub jest to jakby kontynuacja walki podziemnej z okresu II wojny.

Z tego reportażu dowiadujemy się jak powstał tygodnik „Wola”, kto go tworzył, jak go drukowano i kolportowano, kto pierwszy wpadł i siedział za to w więzieniu. Ale także w jaki sposób Marek H. po wprowadzeniu stanu wojennego wraz z przedstawicielami różnych zakładów pracy tworzy podziemne struktury NSZZ „Solidarność”.

Książka składa się z kilkudziesięciu krótkich rozdziałów, każdy z nich ma niebanalny tytuł np. „FABRYKA. Świętej pamięci zamęt”, czy „DWÓR. Indiańskie dziargi na twarzy”

Pewną trudność może sprawiać czytelnikom sposób, w jaki autor przedstawia losy bohaterów. Nie jest on łatwy, bo jedna osoba opisana jest w różnych rozdziałach. Hugo-Bader może w ten sposób chciał nas zmusić do koncentracji w czasie czytania. A nawet cofania się na poprzednie strony.

Rozmowy przeprowadzał zarówno 21 lat temu, jak i współcześnie i nie wszyscy rozmówcy zgodzili się na podanie swoich danych dlatego portrety niektórych bohaterów to zlepek faktów z życia kilku osób.

Ten reportaż to najnowsza historia Polski – polityczna i gospodarcza, a także opowieść o polskim piciu, służbie zdrowia, obsesjach, frustracjach, rodzinnych tragediach i rozgoryczeniu.

„Skucha, bracie wyszła, bo w tym kraju byle złodziej jest bezkarny, a ja czuję się stłamszony. Tego się dorobiłem w wolnej Polsce” – stwierdza biznesmen.

Autor najmniej pisze o sobie samym, za to odkrywa kuchnię reporterską: reporter „…kombinuje zaobserwowane, a najczęściej usłyszane historie, fakty i postaci, bo nie wszystko przecież można znać z autopsji”.

Ja trochę znam i książkę polecam.


IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Koty dwa piszą

KOT MAGICZNY

O autorce:

 Sheila Jeffries urodziła się 13 maja 1948 roku. Jest Angielką mieszkającą w Australii. Była profesorem nauk politycznych na Uniwersytecie w Melbourne.

O książce:

Salomon to postać prawdziwa. Żył 23 lata i tak zachwycił autorkę, że napisała o nim książkę. Choć może to on osobiście wszystko podyktował swojej pani.

Opowiedział o tym jak był świetlistym kotem mieszkającym w świecie duchów i dostał do wykonania zadanie specjalne - pomaganie pewnej kobiecie.

Kiedyś był kotem Ellen – dziewczynki uwielbiającej grać i tańczyć. Teraz jest ona dorosłą kobietą, mieszkająca z mężem i synkiem w domu swojej matki. Mąż jest hazardzistą i rodzina traci to miejsce. Komornik „Kark miał sztywny, oczy zimne jak lód i serce opancerzone metalem”. „Co się stało, że Ellen tak bardzo się zmieniła? Życie się stało”.

Narratorem jest kot – wielu spraw ze świata ludzi nie rozumie, więc anioł opiekun objaśnia co i dlaczego. Mamy więc elementy magiczne, albowiem Sheila Jeffries wierzy, że czarno-białe koty są obdarzone siódmym zmysłem i potrafią same znaleźć sobie właściciela, który jest im przeznaczony.

Autorka interesująco opisuje kocie zabawy i jego zachowania w domu oraz ogrodzie. Także trudne, a nawet tragiczne przejścia  kotów bezdomnych i ich przyjaźnie z innymi zwierzętami. Kocią umiejętność porozumiewania się z bliskimi ludźmi i kojący wpływ jaki mają na opiekunów.

Jest to również opowieść o nieudanym małżeństwie, konsekwencjach nałogu małżonka i o tym, że czasem trzeba porzucić ukochane zwierzę, aby ocalić siebie.

To książka optymistyczna, więc ma happy end, ale w większości treść wcale nie jest radosna.

Książkę kończy rozdział „Prawdziwy kot Salomon”.

KOTKA PISARZA

O autorze:

Jarosław Iwaszkiewicz urodził się 20 lutego 1894 roku w Kalinku, zmarł 2 marca 1980 r. w Warszawie. Nie trzeba go specjalnie przedstawiać. Nie wszyscy jednak wiedzą, że przed wojną był on także dyplomatą. Przede wszystkim jednak był pisarzem – poetą, prozaikiem, dramaturgiem i librecistą, współtwórcą słynnej grupy poetyckiej „Skamander” oraz wieloletnim prezesem Związku Literatów Polskich (1959 – 1980).

O książce:

W 1932 roku Iwaszkiewicz był drugim sekretarzem ambasady RP w Kopenhadze. Z żoną i córkami pisarza zamieszkała też kotka Bukasia. I jej jest poświęcona ta książka.

Rodzina rozstawała się na lato, więc Bukasia (ręką ojca) pisała listy. Najbardziej lubiła psocić, więc zawsze się chwaliła tym, co zrobiła.

Pisarz i jego córki zainspirowani osobowością kotki napisali wierszyki i narysowali ilustracje do jedynego, stworzonego przez siebie, egzemplarza kociej książki. Współczesna edycja zwiera fragmenty listów ojca dotyczące kotki, ilustracje Iwaszkiewicza, jego córek i  Alicji Rose. Całość opracowała Anna Król, a pierwszy rozdział nosi tytuł: „Niezwykły skarb odnaleziony na strychu, czyli krotka historia Kociej książki.

Z jednego z wierszyków dowiadujemy się co trzeba kotu:

„Kotu trzeba drzwi otwierać,
Kotu trzeba w tył zazierać,
 Kotu kąpiel przygotować
Kotu kompot ugotować”.

Książka jest bardzo starannie wydana, będzie więc cenną pozycją w księgozbiorze kocioluba.
IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Warto przypomnieć sobie...

O autorce:

Ukończyła Wydział Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, od czerwca 2007 roku jest redaktorką prowadzącą Wydawnictwo Czarne.

O książce:

„Słowa umierają tak samo jak ludzie, śmiercią nagłą lub powolną,
okrutną bądź w miarę łagodną, nieoczekiwaną lub wyczekiwaną…”
Tomasz Różycki

Wstęp do książki napisała Urszula Kozioł - poetka. Na końcu w rozdziale „Moje zapomniane słowa” można wpisać swoje.

To nie jest słownik ale opowieści, wspomnienia, skojarzenia na temat wybranego słowa napisane przez różnych autorów. Są wśród nich: Michał Ogórek, Ernest Bryll, Joanna Szczepkowska, Karol Modzelewski, Magdalena Środa, Wojciech Młynarski, Andrzej Stasiuk, Mariusz Szczygieł, Stefan Chwin, Jan Miodek, Jerzy Bralczyk, Olga Tokarczuk, Jacek Hugo-Bader.

Oto subiektywny wybór tych słów:

BERESIĆ  (autor tekstu prof. Stanisław Bereś)  - wygłupiać się, dokazywać.
No to pan profesor ma z nazwiskiem podobnie jak ja, tylko lepiej, bo moje od razu kojarzy się z rozrabianiem.
Tekst zajmuje dziewięć i pół kartki, albowiem Bereś opowiada historię swoich przodków, w tym Macieja, co to u boku Jakuba Szeli piłą rżnął jako prokurator ludowy.

FACECJONISTA (autor Wojciech Młynarski) – człowiek inteligentny, cięty, z wyczuciem pointy i anegdoty.
Tekst ma tylko pól strony ale warto przeczytać.

GWIAZDOPATRZNIA (autorka Joanna Bator) – obserwatorium astronomiczne.
Jest opis takiej budowli.

KRACHLA (autor Zbigniew Benedyktowicz) –  przywołująca wspomnienia autora z dzieciństwa, gdy pił oranżadę z jednej butelki z dwoma braćmi, a ich ojciec się niecierpliwił.

KRYG (autor Antoni Kroh) – uzda, kaganiec, munsztuk, wędzidło.
„Gdy mama wychodziła za mąż, kowal zrobił dla niej bransoletkę w kształcie krygu” – tak zaczyna się opowieść.

ŁAPSERDAK (autor Konstanty Gebert) – jakoś lubię to słowo, milej brzmi niż lump czy menel. Według autora to urwipołeć, huncwot, łobuz ale niegroźny i właściwie sympatyczny.
No i jest przypisana do tego słowa historia.

PRZEŹMION (autor Jan Jakub Kolski) – „No i przeźmion stał w kącie. Dziadek ważył podkładki pod chomąta, by dowodzić chłopom, że są lekkie jak puch”.
Proszę przeczytać całą opowieść.

SAMOWTÓR (autor Filip Łobodziński) – „Czyli z jednym tylko kompanem”. Jest ciąg dalszy.

SUTY (autor Paweł Bravo) – suto zdobione, suto zastawiony stół.
Cały tekst jest dłuższy, oczywiście.

ŻYDKI (autor Paweł Śpiewak) – „W dzieciństwie czasem trafialiśmy na „żydki”. To były wyjątkowo rzadkie orzeszki”.
Co to były za rarytasy – dowiecie się, gdy sięgniecie po książkę.

To nie jest pozycja do czytania jednym tchem tylko do powolnego smakowania, przypominania sobie własnych skojarzeń, rodzinnych opowieści, lektur zapomnianych, filmów obejrzanych.

Może niektórych  słów będziecie używać po zapoznaniu się z książką. Mam taką nadzieję.

Polecam.
IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Alpinizm ? pasja czy uzależnienie?

O autorze:

Jacek Aleksander Hugo-Bader urodził się 9 marca 1957 roku w Sochaczewie. Jest dziennikarzem i reportażystą. Ukończył studia pedagogiczne. Pracował jako nauczyciel, pedagog szkolny, socjoterapeuta a także wykonywał różne prace fizyczne. Był szefem kolportażu MKK „Solidarność” wydającej podziemne pismo „Wola” i drukującej „Tygodnik Mazowsze”. Opublikował książki: „Biała gorączka”; „W rajskiej dolinie wśród zielska”; „Dzienniki kołymskie”; „Długi film o miłości”; „Skucha”. Zrealizował cztery filmy dokumentalne. Otrzymał liczne nagrody.

O książce:

„Przyjaciela nie opuszcza się nawet wtedy, gdy jest już tylko bryłą lodu”
Wawrzyniec Żuławski

W  2012 roku pięciu polskich himalaistów postanawia w trakcie zimy zdobyć Broad Peak (Szeroki Szczyt). To dwunasta najwyższa góra świata.

5 marca  2013 – polska ekipa pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego zdobywa szczyt, konkretnie byli to: Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek. Najstarszy z uczestników Maciej Berbeka i najmłodszy Tomasz Kowalski zginęli podczas zejścia, ich ciała tam pozostały.

Wkrótce potem młodszy brat Macieja Jacek Berbeka organizuje wyprawę poszukiwawczą.

Autor w mailu prosi go o dołączenie do ekipy. Planuje nakręcić film i napisać książkę o wyprawie. Książkę w której chce sobie i innym wytłumaczyć dlaczego ludzie się wspinają, na czym polega amok pchający ich w jeszcze niezdobyte góry, narażając swoje i cudze zdrowie oraz życie.

„Wejście na taką górę, to nie tylko wysiłek fizyczny, ale bardzo poważna rozgrywka taktyczna”.

Książka składa się z trzech obszernych rozdziałów: Karawana, Baza, Wycof – każdy z nich ma kilkanaście krótszych części.

Zawiera także wiele kolorowych zdjęć – klatek z filmu, jaki miał powstać. Przedstawiają one zarówno góry jak i obozowiska oraz ludzi – uczestników wyprawy.

Na początku reportażu podane są „Osoby dramatu”, czyli członkowie pierwszej i drugiej wyprawy oraz osoby z którymi autor rozmawiał – członkowie rodziny i osoby ze środowiska wspinaczy.

Książkę kończy „Kalendarium wydarzeń” poczynając od stycznia 2013 roku do 27 lipca oraz mapka z zaznaczonymi trasami obu wypraw.

Autor przedstawia czytelnikom sylwetki himalaistów żyjących i tych, którzy zostali w górach na zawsze.

Rozmawia z żyjącymi wspinaczami, ich rodzinami oraz kolegami ze środowiska.

Pokazuje alpinizm i wspinaczy z różnych punktów widzenia - swojego,  ich samych, rodzin oraz komentatorów internetowych określając te wpisy słowem jazgot.

Hugo-Bader bardzo umiejętnie stopniuje napięcie dzięki czemu książka  czytelnika wciąga,  wyjaśniając przy okazji wiele spraw, szczególnie osobom nie mającym pojęcia o wspinaczce. Przeplata relację z wyprawy życiorysami wspinaczy, przekazuje nam historię himalaizmu i opowiada jak polscy alpiniści zarabiali na wyprawy w PRL-u.

Cytuje zapis rozmów jakie prowadził szef pierwszej wyprawy z kolegami idącymi na szczyt.

Podkreśla karkołomność wypraw i determinację himalaistów. A także próbuje wytłumaczyć dlaczego są od tego uzależnieni.

W Himalajach i Karakorum straciło życie pięćdziesięciu Polaków.

To jest pasja z której wielu ludziom trudno zrezygnować mimo starzenia się.

„Długi film o miłości” to książka o pasji, miłości, uzależnieniu od sukcesu, ucieczce od nudnego przeciętnego życia i starości, o ambicji – często chorej, chęci zaistnienia w mediach i niekiedy o braku odpowiedzialności.

Także o środowisku wspinaczy „…w polskim środowisku alpinistyczno –himalajsko - wspinaczkowym wszyscy kochają się jak wykastrowane, głodne psy zamknięte na mrozie w ciasnej klatce w schronisku”.

 I  o tym co często zachodzi w ich organizmach: „… stopniowe stępienie wrażliwości na ryzyko, z którego rodzi się poczucie nieśmiertelności”.

Dzięki autorowi dowiadujemy się jakie są objawy i skutki choroby górskiej, co to jest „linia śmierci”, jak wspinacze się odżywiają, w co są ubrani i wyposażeni. Z jakiej pomocy korzystają i  ile to wszystko kosztuje.

Dlaczego wciąż idą w te góry? Bo są.

Polecam.

[Dodajmy, że książka wywołała spore kontrowersje i medialne zamieszanie, bo rodziny himalistów, którzy zginęli w pierwszej wyprawie na Broad Peak, zarzuciły reporterowi kłamstwa i manipulacje. – Red.]

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Posiekane zwłoki miasta

O autorze:

Jacek Inglot urodził się 1 czerwca 1962 roku w Siedlcu Trzebnickim. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie we Wrocławiu. Potem pracował jako nauczyciel w I LO we Wrocławiu. Zadebiutował w połowie lat 80. XX wieku na łamach pism o tematyce fantastycznej. Wydał powieści „Inquisitor”, „Quietus”, zbiór opowiadań „Bohaterowie do wynajęcia” i baśń fantasy „Eri i smok”, a także powieść o tematyce współczesnej pt. „Porwanie Sabinek”.

O książce:

„Reguły gry w powojennym świecie przypominały ruletkę. Zwłaszcza tu, w Breslau, królował przypadek”.
 
Napisano parę książek o Festung Breslau, są też wspomnienia opowiadające losy Polaków w powojennym Wrocławiu.

„Wypędzony” to chyba jedyna powieść skupiająca się na czasie, gdy miasto to jeszcze nie stało się Wrocławiem, a już nie było Breslau.

Akcja książki zaczyna się w czerwcu 1945 roku. Głównym bohaterem jest Jan Korzycki,  AK-owiec, który uciekł z więziennego transportu. W retrospekcji dowiadujemy się jak wpadł w łapy UB, w jaki sposób go przesłuchiwano,  dlaczego udało mu się uciec i dzięki komu dostał fałszywe dokumenty.

Ziemie Zachodnie przez propagandę nazywane „odzyskanymi” (ostatnio należały do Polski w XIII wieku) i bezhołowie tam panujące sprzyjały ludziom, którzy chcieli odciąć się od przeszłości i wszechwładnego Urzędu Bezpieczeństwa.

Ale na krótko. Dlatego też Korzycki zostaje milicjantem i zakłada posterunek w okolicy placu Grunwaldzkiego, mając zapewne nadzieję, że pod latarnią najciemniej.

Do Wrocławia i na Dolny Śląsk masowo jechali szabrownicy, choć i tak najwięcej kradli Rosjanie. Tworzyły się bandy przestępcze, także polsko-rosyjskie, czy rosyjsko-niemieckie, bezwzględnie rabujące wszystko i wszystkich.

W mieście pozostali jeszcze rdzenni mieszkańcy – ok. 200 tysięcy – przekonani, że lada chwila wybuchnie trzecia wojna i skończy się ta sowiecka nawałnica. Ku ich rozpaczy zaczęto masowe wywózki, opisane szczegółowo, z drastycznymi scenami. Żądni władzy politycy nigdy nie liczą się z pojedynczymi ludźmi.

Autor przeczytał wiele wspomnień pionierów wrocławskich i na ich podstawie stworzył obraz miasta tuż po wojnie: „To miasto było jednym wielkim grobem”. Dominował smród spalenizny i rozkładających się trupów oraz szczury. Dotychczasowi i nowi mieszkańcy radzili sobie jak mogli, aby nie umrzeć z głodu. Powstały więc targowiska zwane szaberplacami.

Korzycki wędruje po mieście, dzięki czemu poznajemy stan różnych budowli – kościołów, hotelu Monopol, opery, pomników. „Całe miasto w proszku, a te cholerne Prusaki na cokołach nietknięte” – stwierdza kolega bohatera.

Polskie władze, prezydent i milicja,  próbowały zapanować nad bandami szabrowników, w tym także Rosjanami – warto się dowiedzieć, jak im się to udawało.

Nie obyło się bez wątku romansowego, ale bez happy endu, choć się zapowiadał.

Sporą wadą książki jest to, że autor podaje tylko niemieckie nazwy ulic, trudno więc zorientować się, gdzie akcja się toczy.

Na okładce książki napisano „Śledztwo w powojennym Wrocławiu”, a to przecież nie jest kryminał.

Inglot na końcu informuje czytelników: „Nie chodziło mi jednak o dokumentalną relację, lecz o literacki rozrachunek z tamta epoką – gdy po upadku hitlerowskiej twierdzy zanikał Breslau – a rodził się Wrocław”.

Polecam do przeczytania „Wypędzonego”, a potem „Dom tęsknot” Piotra Adamczyka. Opowiadają one o  Wrocławiu w różny sposób, ale obie odwołują się do wielu nieznanych nam faktów.
IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Gdańsk według Chwina

O autorze:

Stefan Chwin to polski powieściopisarz, krytyk literacki, eseista, historyk literatury, grafik związany z Gdańskiem, doktor habilitowany, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Gdańskiego na Wydziale Filologicznym. Laureat nagrody im. Andreasa Gryphiusa – jednego z najważniejszych niemieckich wyróżnień literackich.

O książce:

„…walka z ludźmi o władzę daje tak silne złudzenie intensywności życia,
że nie mamy czasu na rozpacz”.
 
Gdańsk w tej książce Chwina to Danzig na początku XX wieku. Autor nie napisał jednak powieści historycznej. To raczej autorska wizja tego miasta i jego mieszkańców.

Tutaj fakty autentyczne mieszają się z faktami bliskimi prawdy, a czasem bardzo dalekimi. Jednak, aby nas przekonać do swojej wizji, podaje szczegóły topografii miasta, mieszając nazwy polskie i niemieckie.

Prowadzi nas ulicami obok kwiaciarni pani Helstein, kawiarni Mayersa, opisuje wnętrza domów, gdzie mieszkają ludzie o różnym statusie materialnym.

Tytułowa panna Ferbelin ma na imię Maria i jest nauczycielką w prywatnych domach, tutaj uczy syna prokuratora Hammelsa, komendanta miasta.
To czas kryzysu, ale daje się jej załatwić rządowe zlecenie dla ojca stolarza na wykonanie szubienic. I tu pojawia się motyw śmierci przewijający się przez całą książkę.

Kobieta umiera zaraz po narodzeniu dziecka. Ojciec i syn są w nieustannej traumie po tym wydarzeniu. Co nie przeszkadza, aby tatuś kazał chłopcu zastrzelić rannego psa. Okrutna to scena.

„…wszystko zostanie pożarte przez śmierć. Śmierć pożre wszystko, całą Ziemię i kosmos”.

Motyw śmierci łączy się też z innym bohaterem Kurtem Niemandem, który wprawdzie jest traserem w stoczni, ale po pracy staje się Nauczycielem z Neustadt głoszącym na wzgórzu, że Bóg nie potrzebuje pośredników, a robotnicy powinni walczyć o większe płace. Chodzi po wodzie, wskrzesza zmarłych, uzdrawia chorych. Przez swych uczniów nazywany jest Mistrzem. Zostaje zatrzymany przez władze i jest biczowany w piwnicach policyjnych.

Kłania się „Mistrz i Małgorzata”, choć tu jest Mistrz i Maria.

A że to Gdańsk i stocznia, to Chwin nie odmówił sobie opisania strajku nawiązującego do wydarzeń z lat 1970 i 1980. Tyle, że w książce robotnicy mają tylko jedno żądanie: pięciogodzinny dzień pracy, co dla mnie jest kpiną z dwudziestu jeden postulatów z 1980 roku. A nazwę „Solidarność” autor przerobił na „Braterstwo”.

Mamy w książce także wątek miłosny, a nawet sensacyjny, bo miłość nie tylko wszystko wybaczy, ale posunie się o wiele dalej, aby uwolnić ukochanego z łap oprawców. Nie obyło się bez aktualnego wątku ataków terrorystycznych i walki o władzę.

Czyli dla każdego coś niemiłego.

Jednak, mimo wielu celnych myśli, jak:

 „Brakuje nam bliskich więzi, szczerości i harmonii”,

„…każdy człowiek jest własnością tych, którzy sprawują władzę…, bo w każdym państwie każdy może zostać w dowolnej chwili wyciągnięty nocą z własnego łóżka przez chłopców na posyłki i wywieziony w nieznane miejsce”

książkę czyta się opornie, także dlatego, że dialogi nie są oddzielone od narracji i opisów. Według mnie zabrakło redaktora, który ośmieliłby się przeredagować tekst.

W internecie przeczytałam, że autor powiela tu wątki ze swoich poprzednich książek. I to nie jest zaleta.

Polecam tylko wytrwałym czytelnikom.


Stefan Chwin, „Panna Ferbelin”, Wydawnictwo TYTUŁ, Gdańsk 2016
IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.