Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy

Niezwykła kamienica

O autorze:

Piotr Adamczyk urodził się 28 czerwca 1958 roku.  Z wykształcenia jest filozofem, z zawodu redaktorem, publicystą, autorem kilkuset felietonów i reportaży, m.in. w „Polityce”, „Przeglądzie”, „Pulsie Biznesu”. Przez trzy lata był redaktorem naczelnym wrocławskiego „Słowa Polskiego”. W 2012 roku opublikował książkę „Pożądanie mieszka w szafie”.

O książce:

„…we Wrocławiu prawie wszystko było poniemieckie: mosty, parki, kostka brukowa, najpiękniejsze wille…”
Tu właśnie się urodziłem
tu w kamienicy czynszowej
tutaj się chodzić uczyłem
przy starej kuchni węglowej
zapomnieć się nie udaje
bólu co wtapia się w serce
gdy odcisk dłoni zostaje
na rozpalonej fajerce

Dziś gdy pobieżny remont skończony
metraż zwiększony urząd nam przyznał
w polskim Wrocławiu niemieckie domy
to właśnie moja ojczyzna.


(Autor: Roman Kołakowski)

„Dom tęsknot” to saga opowiadająca dzieje powojennego Wrocławia poprzez losy lokatorów kamienicy na Krzykach. Dom zasiedlają osoby bardzo zróżnicowane pod każdym względem. Reprezentujące poniekąd wszystkich mieszkańców miasta opuszczonego przez Niemców, a zasiedlonego przez Polaków z  Kresów, ale też ze zrujnowanej stolicy i centralnej Polski.

Na dole mieszka dozorca zwany Smokiem (bo pił jak smok) z żoną dewotką i niepełnosprawną umysłowo córką. Jest także farmaceuta z nielegalnym biznesem, prywaciarz – właściciel zakładu wytwarzającego emaliowane tabliczki z nazwami ulic, dziennikarz, była zakonnica, przodownik pracy z Pafawagu oraz kobieta rozrywkowa zwana „Wiecznym Potępieniem”. I bardzo nietypowa rodzina narratora Piotra  – matka pielęgniarka to Niemka urodzona w Berlinie, a ojciec partyzant pochodzący z bardzo biednej kieleckiej wsi. Losy tych osób obrazują historię miasta w kontekście całego kraju.

Powieść obejmuje lata 1945-1997 z licznymi retrospekcjami – opowieściami matki bohatera i jej niemieckiej rodziny. A są one wypełnione germańskimi mitami o Atlantydach i pucharze Lutra, którego szukają zarówno Niemcy, jak i polska służba bezpieczeństwa. Jest też motyw poszukiwania skarbów ukrytych przez przymusowo, pod koniec wojny,  wyjeżdżających z miasta Niemców. Bo zachodni politycy postanowili obdarować Stalina naszymi Kresami, nie licząc się z nikim i z niczym. Niechby mu dali po kawałku swoich krajów.

Narrator rośnie wraz z opowieścią, najpierw jest chłopcem, który ze zdziwieniem i poczuciem humoru komentuje różne zdarzenia: „…polityka to rzecz ogromnie szkodliwa i powinno się jej zabronić”.

Powojenne poczucie tymczasowości autor opisuje za pomocą stosunku matki do przedmiotów, jakie wypełniały zajmowany przez rodzinę lokal.

Mieszkanie jest wypełnione rzeczami po niemieckim właścicielu Freytagu, matka jest przekonana, że cała jego rodzina lada moment wróci, więc nie pozwala niczego wyrzucić. I  tak przez 50 lat mieszkają w cudzych dekoracjach. „Moja piwnica była pełna cudzego dzieciństwa” stwierdza Piotrek.

Zmiany w kraju są opowiadane za pomocą wymiany nazw ulic na kolejnych emaliowanych tabliczkach oraz na haftowanych przez matkę i sąsiadkę sztandarach. A także na przykładzie przodownika pracy, który trzy razy zmieniał nazwisko aż w końcu w 1968 roku wyemigrował do Izraela.

Mamy też zbyt wczesną ciążę, chorobę genetyczną, miłość nastolatków i emigrację do Niemiec zakończoną śmiercią z przejedzenia.

Książka jest pełna różnorodnych faktów, zjawisk i wydarzeń – czytelnikowi może się od tego zakręcić w głowie. Na szczęście autor ma poczucie humoru i nie waha się go używać, co bardzo ułatwia czytanie. Widać je nawet w tytułach rozdziałów – oto przykłady: „Rudy Tomek zmienia bułką porządek w Europie”; „Mała inkwizycja domowym sposobem”. Albo w takim zdaniu: „…mój umysł z pewnością nie był ścisły, był raczej luźny, a może nawet rozwiązły”.

Bardzo polecam nie tylko mieszkańcom Wrocławia, bo to świetna książka. Może powinna być  czytana we wrocławskich szkołach na lekcjach historii?
IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Cesarzowa piękna

O autorce:

 Michéle Fitoussi urodziła się 24 listopada 1954 roku w Tunisie. Francuska pisarka, scenarzystka filmowa i dziennikarka. Felietonistka magazynu „Elle”.

O książce:

„„…jej dążenie do sukcesu jest silniejsze niż wszystko inne, a zawód, a może raczej ambicja, bierze górę nad całą resztą”

Podtytuł książki brzmi: „Kobieta, która wymyśliła piękno”. Chwytliwie, ale nieprawdziwie, bo już w starożytności kobiety miały sposoby dbania o wygląd i urodę. Zgodnie z modą i finansami. Ja napisałabym raczej: kobieta, która zarobiła miliony dzięki dobremu pomysłowi, uporowi, pracowitości i szczęściu.

Środowisko, z którego wyszła, skazywało ją na małżeństwo i życie w biedzie z niekochanym mężczyzną. Tym bardziej, że pochodziła z biednej rodziny, a w domu było jeszcze siedem sióstr. Nie chciała poddać się losowi, więc wysłano ją do rodziny w Wiedniu, a potem Australii, gdzie ciężko pracowała za nędzną płacę. Z dwunastoma słoiczkami domowego kremu, mając 24 lata i nie znając języka, wylądowała na odległym kontynencie. Na szczęście miała w sobie wystarczająco dużo siły i determinacji, aby uciec i od harówki, i od molestującego ją wuja.

Mała kobieta do wielkich interesów, można tak ją określić, bo miała tylko 147 centymetrów wzrostu. Pracowała, uczyła się języka, zmieniała miejsca pracy i pobytu – nie narzekając, tylko wykorzystując czas na naukę i poznawanie roślin oraz ich właściwości. Wiedziała, co chce robić i dążyła do celu wszelkimi sposobami, wykorzystując okazje i ludzi. Urodziła się w 1872 roku, a w 1902 miała już swój pierwszy instytut piękna. W dziewięć lat po przyjeździe miała już 100 000 dolarów. Uważała, że: „Uroda to władza. I najważniejsza ze wszystkich”.

Autorka dotarła do wielu źródeł i osób znających Helenę Rubinstein, które powiedziały, jak to z nią naprawdę było. Bo „Madame zawsze kłamała na temat swojego życia” – stwierdziła kuzynka. „Gdy pieniądze mówią, prawda milczy”.

W biznesie zawsze towarzyszy jej zuchwale szczęście, w życiu prywatnym niekoniecznie, co rekompensuje sobie nabywaniem kolejnych dziel sztuki i klejnotów. Była praco- i zakupoholiczką.

Osoba znająca obie panie – Rubinstein i Chanel – powiedziała o nich: „Myślę, że były szczęśliwe, kiedy zarządzały, kiedy były w centrum zainteresowania, kiedy wszystko kontrolowały”.

Wielką zaletą książki jest to, że życie bohaterki przedstawione jest na tle wydarzeń politycznych, społecznych, obyczajowych i kulturalnych tamtych czasów. To także historia kosmetyki, w tym konkurentów, z którymi Helena musiała współzawodniczyć, historia zabiegów spa i fitnessu.

Rubinstein jest przedstawicielką kobiet, które w owych czasach zaczynały zdobywać prawa dostępne dotychczas tylko dla mężczyzn – prawo do spełniania swoich marzeń, do sukcesu, do własnego biznesu, pieniędzy, wolności i niezależności i... od narzuconej przez wieki roli 3 x K.

Autorka na końcu książki wyznaje, że polubiła bohaterkę i chciałaby ją poznać osobiście. Ja nie – szczególnie nie chciałabym być członkiem jej rodziny lub/i pracownikiem.

Dlaczego?

Jean Cocteau trafnie powiedział „Madame Rubinstein karmi się ludzkimi konfliktami, szczególnie tymi, które stwarza”.

Książkę polecam, naśladowanie charakteru bohaterki – absolutnie nie.
IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Kobiety i książki po przejściach

O autorce:

Marian Izaguirre urodziła się w Bilbao. Studiowała dziennikarstwo i jednocześnie pisała. Mieszka w Madrycie, w domu pełnym książek, dobrej muzyki i przyjaciół. Pracuje w mediach i reklamie.

O książce:

„Jak poczujesz się samotna zawsze sięgaj po książkę. To ci pomoże”.

Główna akcja „Tamtych cudownych lat” toczy się przez pół roku,  w Hiszpanii  na przełomie 1951 i 1952 roku. Bohaterkami książki są przede wszystkim są kobiety i ich relacje nawiązane dzięki książkom.

Alicja – pięćdziesięcioletnia Angielka, z siwymi włosami uważająca się za staruszkę. „Stajemy się niewidzialne gdy zakrywa nas starość”.  Ma swój rytuał - zanim zacznie czytać książkę ogrzewa ją w dłoniach, dotyka okładki, głaszcze stronice.

Mieszka w Madrycie od dziesięciu lat i czeka na rozstrzygnięcie bardzo ważnej dla niej sprawy.
Lala – żona antykwariusza  Matiasa. I Rose – nieślubna córka angielskiego księcia, której dzieje poznajemy z książki „Dziewczyna o włosach jak len”. Opowiada o swoim dzieciństwie w Normandii, przyjaciółce Sarah, krewnej Frances, która „zdawała się jaśnieć jakby połknęła słońce” i o pierwszej miłości. „Prawdziwa miłość wzbudza zawiść i irytację w tych, którzy jej nigdy nie zaznali, żal w tych, którzy ją utracili”.

Wojna domowa (1936-1939) w Hiszpanii miała ogromny wpływ na życie mieszkańców tego kraju, a szczególnie na zwolenników Republiki. Taką postawę prezentowali Lala i Matias, którzy po przegranej stracili wydawnictwo i poczucie, że są panami życia. Dla Lali najgorsza była utrata nadziei.

Alicja i Lala zaprzyjaźniają się czytając wspólnie wspomnienia Rose. Przenoszą nas one do Francji i Anglii przed i w czasie pierwszej wojny światowej. Każda z bohaterek ma co wspominać, choć nie zawsze były to cudowne wydarzenia.

Widać, że autorka nie lubi zdystansowanych Anglików, bo stwierdza: „Anglicy potrafiliby skwitować wzruszeniem ramion nawet latającego słonia”.

To opowieść o tym jak konwenanse i polityka  wpływają na życie wielu ludzi. Unieszczęśliwiając ich, zabierając dorobek życia i pogrążając w nieustannym smutku. Ale na swoje szczęście bohaterki nie poddają się, więc książka ma szczęśliwe zakończenie.

Polecam.
IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Nekrofil i mizogin

O autorze:

Tomasz Lipko to prawnik z wykształcenia, który wybrał zawód dziennikarza, fotoreportera i producenta filmowego. Przez dziesięć lat był reporterem sejmowym i korespondentem wojennym radia Zet. Także reporterem głównych wiadomości TVP, reporterem i prowadzącym „Uwagę”. Publikował reportaże w „Polityce”, „Gazecie Wyborczej”, „Przekroju” i prasie kobiecej. Od sześciu lat jest właścicielem studia filmowego. Ma dwoje dzieci.

O książce:

„Dziennikarze to jedna z najbardziej próżnych grup zawodowych na świecie”

Na okładce „Notebooka” zacytowano opinię Piotra Najsztuba, ze książka porywa w świat pełen krwi, szeptów i krzyków. Dziennikarze świetnie potrafią żonglować słowami, mnie nic takiego nie przyszłoby do głowy po lekturze powieści.

Jej akcja zaczyna się 16 maja, kilkanaście dni przed Euro 2012. W wypadku samochodowym ginie dziennikarka Dagmara Frost.

Śledztwo prowadzi czterdziestoletni prokurator w Piotrkowie Mazowieckim Radosław Bolesta. Kawaler, którego życie osobiste polega na regularnym odwiedzaniu agencji towarzyskich w stolicy.
 
Mimo ewidentnych dowodów, że to był wypadek, prokurator prowadzi nikomu niepotrzebne śledztwo, nielegalnie przeglądając zawartość notebooka ofiary.

Odkrywając powoli życie Dagmary, jest coraz bardziej nią zainteresowany. Wręcz obsesyjnie, jakby się w niej zakochał. Materiały, jakie znajduje, odkrywają rożne patologie i mogłyby być dowodem na to, że kobieta została zamordowana.

Mamy w książce trzy główne wątki: nielegalne śledztwo połączone z obsesyjną miłością, teorię spiskową oraz męską przyjaźń prokuratora, policjanta i księdza z licznymi odwołaniami do piłki nożnej.

Powieść jest ogromnie mizoginiczna – kobiety istnieją w niej tylko po to, aby: zaliczać je w toalecie, szczypać w tyłek, wikłać w związek bez przyszłości oraz by były, jak jedna z bohaterek, która wydarła swojego brata z rąk dręczycieli.

Autor szalenie się przejął informacją dotyczącą ogólnoświatowych podsłuchów, ale zniosło go w stronę handlu organami i przemocy w domu dziecka.

Nie odmówił sobie też zabawy nazwiskami: Frost w języku angielskim znaczy mróz, szef agencji reklamowej nosi nazwisko Bucyk, lekarz – Bokser, zasłużony dziennikarz to Oliwa, pułkownik ABW nazywa się Rozwałka, komendant policji – Latarnik no i prokuratorzy: Gębala, Makurat, Tabakiernik.

Mamy też watek biblioteczny – Bolesta zaprzyjaźnił się z księdzem, gdy organista zabił swoją żonę bibliotekarkę. Bo za dużo czytała?

Wadą tej pozycji są „wypełniacze”, a już wykład na temat mediów i losów świetnych dziennikarzy wyrywa szczęki z zawiasów.

Zachętą dla młodego czytelnika ma być telefoniczna aplikacja VIUU.

Wpiszcie w Google hasło Dagmara Frost i obejrzyjcie zamieszczone materiały – jeśli macie za dużo wolnego czasu.

Książka jest sprawnie napisana, czyta się ją bez wyciskania intelektualnych siódmych potów, ale szkoda, że wydawnictwo nie namówiło autora na dokonanie skrótów.
IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Dzieciństwo w PRL-u

O autorze:

Marcin Prokop urodził się 14 lipca 1977 r. w Warszawie jest dziennikarzem, osobowością telewizyjną, prowadzącym programy rozrywkowe, felietonistą, publicystą. Ukończył IV LO im. A. Mickiewicza w Warszawie a potem studia na wydziale finansów i bankowości Wyższej Szkoły Ubezpieczeń i Bankowości w Warszawie jest specjalistą do spraw marketingu bankowości elektronicznej. Ma 206 cm wzrostu.

O książce:

„Ależ on jest długi, jak jamnik mojej kuzynki”.

Wiele znanych osób w Polsce postanowiło naśladować Klemensa Janickiego i napisać  „O sobie samym do potomności”. Janickiego dzieło jest poezją, wspomnienia współczesnych naśladowców to proza. Najczęściej proza życia. I tak jest też z książką Marcina Prokopa, który postanowił opisać część swojego dzieciństwa.

Bohater ma 10-11 lat, jest wyższy od wszystkich i zwierza się czytelnikom: „Kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe? Moje nie jest”.

Mieszka z rodzicami i młodszym bratem w ciasnym mieszkaniu na warszawskim Grochowie i co by nie zrobił, wywołuje niezadowolenie dorosłych. Ale doskonale umie nimi manipulować, matką; aby skupiała uwagę głownie na młodszym bracie, kolegami, by robili, co zaproponuje. Czuje się  samotny do chwili, gdy na budzącym strach strychu poznaje Alberta. Odtąd są nierozłączni.

Dzieci mają różne pomysły, Marcin chciał pojechać z rodziną za granicę, więc napisał list z prośbą o paszport do Jaruzelskiego tytułując go „Drogi smutny panie”. Za szkołą nie przepadał do tego stopnia, że chciał ją z kolegami wysadzić „Szkoła jakoś nie wzbudzała we mnie dzikiego entuzjazmu”. W książce jest jedna świetna szkolna scena w czasie kartkówki z matematyki. Naprawdę mnie rozbawiła.

Marcinek zawsze sprytnie wywija się z niewygodnych sytuacji, w ostateczności dobry skutek odnoszą pyszne pączki jego babci. Wymyśla też niestworzone historie, aby usprawiedliwić swoje wybryki.

Przy okazji poznajemy realia PRL-u choć schyłkowego, bo akcja dzieje się w 1987 i 88 roku. Przypuszczam, że Prokop opowiadał te historie, a potem ktoś go namówił do ich spisania i opublikowania. Przypominają przygody Mikołajka z książek autorstwa René Goscinnego. Jednak nie zyskały takiej sławy. Może dlatego, że książka urywa się nagle w pewnym momencie i zostawia czytelnika z niedosytem? Może zabrakło odpowiedniej reklamy? A może autor i wydawnictwo liczyli na magię nazwiska autora i nie przyłożyli się do pracy.

Książkę dostałam w promocji za darmo jako bonus do innych za które zapłaciłam. Czyli coś tu nie zagrało.

Jeśli jednak bawią Was chłopięce przygody to polecam.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

?Kierowniczka życia?

O autorze:

Zofia Alicja Turowska urodziła się 15.05.1945 r. Ukończyła Wydział Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Była dziennikarką w Tygodniku „Magazyn Filmowy“, łódzkim oddziale „Trybuny Ludu” oraz w Łódzkim Ośrodku Telewizyjnym i Krajowej Agencji Wydawniczej. Współautorka  kultowego reportażu-dokumentu o wydarzeniach w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. - „Kto tu wpuścił dziennikarzy?” oraz powieści o łódzkiej szkole filmowej, Filmówki i monografii Zespołu Filmowego „TOR”. W 2000 r. wydała „Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką”, które od razu stały się czytelniczym bestsellerem. Jest również autorką książki o Beacie Tyszkiewicz – „Nie wszystko na sprzedaż”. Spod jej pióra wyszła też historia rodu Onyszkiewiczów pt. „Gniazdo. Rodzina Onyszkiewiczów”.

O książce:

„Zofia Nasierowska to szczególne, słoneczne zjawisko w naszym zgrzebnym peerelowskim życiu”.

Po Agnieszce Osieckiej i Beacie Tyszkiewicz autorka zapoznaje czytelników z postacią Zofii Nasierowskiej, równie sławną jak tamte dwie panie. W dodatku wszystkie trzy się znały, bo Nasierowska fotografowała ludzi z kręgów artystycznych.

Kobiety na jej zdjęciach wyglądały pięknie, a mężczyźni  interesująco. Każda Polka marzyła, aby mieć zdjęcie od Nasierowskiej. „Dla zwykłej dziewczyny zdjęcie zrobione przez Zosię wiązało się z nadzieją na wejście do świata o stopień wyżej”. Na potwierdzenie tego autorka zamieszcza fragmenty listów od kobiet marzących o portrecie od mistrzyni lub dziekujących jej za fotografie. Natomiast nie ma ani słowa o cenie, jaką trzeba było zapłacić za tę piękną iluzję i swoistą terapię.

Była skazana na ten zawód, bo jej ojciec był znanym fotografem: „Ojciec miał taką pasję, że mógłby krzesło nauczyć fotografować”. „A ona miała pewną rękę i pewne oko”.

Pochodziła z zasobnego domu, więc większość uciążliwości PRL-u jej nie dotyczyła. Atmosferę tamtych lat oddają dwie historie: gosposi złodziejki i domu jaki ojciec wybudował przed II wojną.

Sylwetkę bohaterki poznajemy głownie dzięki wypowiedziom życzliwych znajomych, kolegów i przyjaciół oraz samej bohaterki. Opowiada ona, jak wyglądały sesje fotograficzne, oswajanie modela, jak długo trwała praca z jedną osobą.

Jawi się nam jako osoba łagodna, życzliwa, niesamowicie pracowita („ciężko choć z entuzjazmem pracowała”), skuteczna w działaniu i zorganizowana.

Szukałam w tych wypowiedziach całej prawdy o Nasierowskiej. I tylko w paru miejscach można znaleźć prawdziwego człowieka, a nie ideał. Widać, że autorka lubi swoją bohaterkę i pilnuje, aby zalety uwypuklić, a wady ukryć lub choćby zminimalizować. Cytuje listy gratulacyjne przyjaciół przysłane z okazji urodzin pierwszego dziecka, także pamiętnik, pisany już w domu na Mazurach, dla wnuka. Tych wypowiedzi jest zbyt dużo, bo powtarzają te same informacje i książka miejscami nuży. Niepotrzebne są także, moim zdaniem, opisy techniczne.

Opowieść podzielona jest na cztery części: „Czas młodości”, „Czas pragnienia”, „Wiek dojrzały”, „Podróż w przeszłość”. Każda z nich ilustrowana jest wieloma zdjęciami, zarówno rodzinnymi, jak i znanych osób, które Nasierowska fotografowała. Są też reprodukcje stron z różnych gazet, świadczące o kiepskim poziomie sztuki wydawniczej PRL-u,  zniekształcającej oryginał. Szczególnie to widać na jednym ze zdjęć aktorki – ma ona tam okropnego zeza i krzywe zęby.

Książka posiada indeks nazwisk, bibliografię i 158 przypisów, a nawet kilka przepisów kulinarnych: na wytrawny tort orzechowy, pracochłonną konfiturę babci, nalewkę z mięty, ciasto drożdżowe, pieczeń cielęcą i smorodinówkę.

Zofia Nasierowska zmarła na raka mózgu już po wydaniu książki – 3 października 2011 roku.

Lubiącym biografie polecam.

* „Kierowniczką życia” nazywał Zofię Nasierowską mąż, Janusz Majewski.


IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Uzależniony od adrenaliny

O autorze:

Tomasz Michniewicz urodził się 31 maja 1982 roku. Jest dziennikarzem - prasa, radio, telewizja), podróżnikiem, reportażystą, organizatorem wypraw. Napisał trzy książki: „Samsara. Na drogach, których nie ma”; „Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów”; „Swoją drogą. Opowieść o trzech podróżach po inne życie”. Jest uzależniony od rywalizacji i adrenaliny. Najlepiej czuje się w dżungli i na pustyni. Przez ostatnie 13 lat odwiedził 52 kraje. Ma 197 centymetrów wzrostu. Więcej informacji na stronie tomekmichniewicz.pl

O książce:

„Z czasem powszednieje wszystko, nawet przygody i silne wrażenia”.

Autor uważa, że wszystko zaczyna się od decyzji. Postanowił, że odbędzie podróże z bliskimi sobie ludźmi, którym dużo zawdzięcza.

Pierwsza - z kolegą, który utonął w nudnym życiu księgowego, choć wcześniej razem podróżowali. Druga - z żoną, miłośniczką teatru i odpoczynku w luksusowych warunkach. I trzecia - z ojcem, wciąż traktującym autora jak niedorostka, którego trzeba pouczać.

Podobno zapytano kiedyś himalaistę dlaczego ciągle wraca w góry. Odpowiedział: „Bo są”. Przypuszczam, że to jeden z powodów licznych podróży autora. Oprócz uzależnienia od rywalizacji i adrenaliny.

Na początek Michniewicz przytacza (czy prawdziwą, nie wiemy) rozmowę z polskim taksówkarzem, który zazdrości pasażerowi przyjemnego życia. I postanawia czytelnikowi udowodnić, że to nieprawda, opisując manipulacje azjatyckiej policji zmuszające turystów do wysokich łapówek. „Azjatyckie szwindle to jest naprawdę koronkowa robota i nigdy, ale to nigdy nie kończą się happy endem”. Po przeczytaniu tej opowieści  już czytelnik wie, że to ciężkie życie, a nie żadna przyjemność, więc zastanawia się: to po co się tam, człowieku, pchasz?

Może po to, abyśmy w wygodnym fotelu mogli poczytać o środkowej Afryce, Pigmejach Baka, życiu w dżungli, gdzie „...człowiek się szybko męczy, denerwuje i boi”. O różnicach w traktowaniu jedzenia „Jedli wszystko, bo w dżungli jedzenie to nie przyjemność, tylko kwestia przeżycia”.

„W Afryce na wysokości równika nieznana jest koncepcja przyszłości. Istnieje tylko dziś”.

Przy okazji poznajemy beznadziejną walkę miejscowych władz z kłusownikami.
Czytamy też o czarach, polskim misjonarzu pomagającym tubylcom, o ich mentalności „Tu nikogo nie zmusisz, aby mu się chciało”.

Druga podróż – z żoną Marianną do Arabii Saudyjskiej. I konfrontacja z informacjami przekazywanymi przez media.

Mam pretensję do autora o brak konsekwencji. Bo z jednej strony stwierdza, że Saudyjki bardzo lubią ubierać się w szaty zakrywające całe ciało, uwięzienie w domach (bo nie mogą prowadzić auta), aprobują ostrą segregację płci, zależność od mężczyzn, bo nie muszą pracować i brać odpowiedzialności za swoje życie, a z drugiej podaje liczne przykłady świadczące, że jest odwrotnie. – „W Arabii Saudyjskiej kobieta na żadnym etapie swojego życia nie jest samodzielna”. – Taka męska logika?

W Arabii Saudyjskiej rozrywka jest zabroniona, jest grzechem w oczach Boga. Nie ma kin, ani teatrów, klubów, warsztatach kulinarnych, nie ma tańca, ani muzyki. Żadnej zabawy. Jak odnalazła się tam żona autora, miłośniczka wolności, wygód i teatru dowiecie się z książki.

Czym można zadowolić i zaimponować ojcu, który zawsze wszystko wie lepiej? Michniewiczowi wydawało się, że podróżą do Nowego Orleanu, bo ojciec jest fanem muzyki, która tam się narodziła. Czy ojciec był wdzięczny i zadowolony? Czy docenił syna? Nie zdradzę.

Na kilku czarnych stronach białym drukiem autor podaje informacje: o sytuacji Pigmejów Baku, o duchach i magii w Afryce równikowej, prawie w Arabii Saudyjskiej oraz małżeństwach i rozwodach tamże.

W książce brakuje mi map zwiedzanych miejsc. Za to zawiera wiele pięknych zdjęć.

Książkę kończy rozdział „Na marginesie”, zawierający drobne informacje tyczące opisywanych miejsc i ludzi, m.in. o kocie misjonarza. I stwierdzenie: „...wszystko od czego uciekasz i czego szukasz i tak zabierasz ze sobą”.

Polecam, bo książka jest napisana z werwą, zawiera wiele celnych obserwacji i interesujących informacji, a nawet trochę poczucia humoru.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Tajemniczy ogród zbrodni

O autorze:

Katarzyna Bonda urodziła się w 1977 roku. Ukończyła szkołę podstawową i liceum w Hajnówce. Już w szkole średniej zainteresowała się dziennikarstwem i w następnych latach pisała do lokalnych czasopism. W latach 1998–2004 studiowała dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Ukończyła też  scenopisarstwo w PWSFTviF. Następnie przez 12 lat pracowała jako dziennikarka w różnych redakcjach m.in.: „Super Expressu”, „Newsweeka”, „Wprost, TVP S.A., „Miesięcznika Zdrowie”, „Naj” „Expressu Wieczornego” i „Kuriera Podlaskiego”. Wykłada w szkole kreatywnego pisania w Warszawie, a także utworzyła własną szkołę i portal o pisaniu. W 2007 roku zadebiutowała powieścią kryminalną „Sprawa Niny Frank”,  która zdobyła uznanie i została nominowana do „Nagrody Wielkiego Kalibru” a przez wydawnictwo Media Express została wyróżniona nagrodą Debiut Roku. Do polskiej powieści kryminalnej autorka wprowadziła nowy typ detektywa, którym jest psycholog policyjny Hubert Meyer. Postać ta występuje w powieściach: Sprawa Niny Frank (2007), Tylko martwi nie kłamią (2010) i Florystce (2012) oraz epizodycznie w Okularniku (2015). Napisała także dokumenty kryminalne Polskie morderczynie (2008) i Zbrodnia niedoskonała (2009, z Bogdanem Lachem).

O książce:

„Większość polskich policjantów nigdy się nie nauczy, że psychologia to podstawa dobrego przesłuchania świadka”.

W końcowych „Podziękowaniach” autorka wspomina, że „Florystka” to jedna z  najtrudniejszych książek jakie napisała ze względu na ładunek emocjonalny. Dodałabym: także z powodu wielości tematów poruszanych w powieści, oczywiście oprócz kilku trupów i śledztwa. No i profilera Huberta Meyera, mężczyzny szpakowatego, z wydatną szczęką i spojrzeniem wilka. Jest taki wspaniały, że leci na niego wszystko: psy, koty, dzieci, drzewa, auta, a przede wszystkim kobiety.

Bonda przekazuje nam wiadomości między innymi o:  Romach i ich sytuacji zawodowej i społecznej w Polsce, chorobach psychicznych, traumie po utracie dziecka, cechach pożądanych do zostania artystą muzykiem, pozamałżeńskim romansie i jego skutkach,  manii religijnej, życiu wilków, zawodowych frustracjach, molestowaniu dzieci i kwiatach.

Wiele polskich kryminałów zaczynało się od tego, że równie zasłużony co zmęczony policjant (w PRL-u milicjant) właśnie wybiera się na urlop, aż tu nagle kogoś zamordowano i tylko on może poprowadzić skuteczne śledztwo.

Tutaj mamy odwrotnie: Meyer jest bez pracy, ma długi i mieszka w zatęchłej chatce na mazurskim odludziu, aż tu nagle przyjeżdża kolega policjant i prosi, aby pomógł w odnalezieniu dziewięcioletniej dziewczynki, która jest córką Romki i Polaka.

Bez kobiety ani rusz (bo gdzie „diabeł nie może…"), więc jest też Lena psycholożka po przejściach, marząca o karierze profilerki u boku Meyera.

Wśród bohaterów kryminału mamy też przyjaciółki Elizę – nauczycielkę muzyki i Olę – florystykę. Ola po stracie syna nie może odzyskać równowagi. Eliza jest sfrustrowana, bo musiała przerwać karierę.

Widać, że autorka nie lubi środowiska policyjnego – według niej ci faceci to wulgarni mizogini, wyrachowani manipulanci, w dodatku zdradzający żony. A łysy policjant o nazwisku Czupryna jest detektywem o pseudonimie „Fantomas”, choć zachowuje się jak inspektor Clouseau. Prokuratorowi też się dostaje – „Piękny Mario” tak przytył, że mówi się o nim „Mariola”. Dla równowagi – kobiecym bohaterkom też nie brakuje wad.

Odniosłam wrażenie, że jedynymi pozytywnymi postaciami są tu zwierzęta – wilki żyjącej w stacji badawczej oraz ulubieńcy Meyera – pies wabiący się Szwagier i kot Radzio – nazwany tak, bo dobrze sobie radzi.

Powaliło mnie zdanie wypowiedziane ustami zawiedzionej dziennikarki w średnim wieku: „Miłość to lekarstwo na wszystko. Na raka, depresję, otyłość”.

Jeśli lubicie zagmatwane wielowątkowe kryminały to polecam.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Cholerny bajzel

O autorze:

Mark Haddon urodził się  26 września 1962 w Northampton, angielski pisarz, ilustrator, karykaturzysta i scenarzysta. Napisał kilkanaście książek dla dzieci i dwie dla dorosłych. Za „Dziwny przypadek psa nocną porą” otrzymał siedemnaście naród literackich. Mark Haddon studiował na Merton College, Oxford University i ukończył literaturę angielską w 1981, oraz na Edinburgh University w 1984.

O książce:

„Sekret zadowolenia z życia… polega na umiejętności
całkowitego ignorowania pewnych rzeczy”.

Większość młodych ludzi wyobraża sobie, że związanie się z kochaną osobą zapewni im przyjemne życie pełne radości i szczęścia. Powinni dostać w prezencie (i przeczytać) tę książkę. I nie dlatego, że jest drastyczna. Nie, po prostu przedstawia prawdziwe życie przeciętnej rodziny.

Oto Anglia w sierpniu. I rodzina seniorów Jean i George Hall. On ma 61 lat i właśnie przeszedł na emeryturę. Nareszcie może spełnić swoje marzenie, czyli zająć się sztuką. Buduje więc w ogrodzie studio.
Jean jeszcze pracuje, ale fakt, że po trzydziestu pięciu latach będzie się po domu pętał Georg – w gruncie rzeczy obcy człowiek, wcale jej nie zachwyca.

Polski tytuł to „Drobny kłopot” ale angielski zrozumiałam jako „Miejsce kłopotów”, a tym miejscem jest rodzina.

Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że mógłby brzmieć „Lawina kłopotów i przykrości”. A już na pewno nie jest tam nudno.

George pewnego dnia odkrywa na biodrze coś dziwnego. I są tego drastyczne skutki.

A ponieważ jest małomówny (uważa, że mówienie jest przeceniane) i nie interesuje się żoną, więc ona znajduje pocieszenie gdzie indziej.
Córka Katie jest rozwiedziona, teraz  związała się z mężczyzną bardzo praktycznym, ale o połowę od niej mniej inteligentnym. Za to o jego bracie nie bardzo można opowiadać. Syn kocha inaczej, w dodatku został porzucony, a koty go wkurzają.

Książka napisana jest z nienachlanym humorem, ale i zawiera parę złotych czy tylko srebrnych myśli oraz dosadne stwierdzenia.

Tytuł rozdziału siedemnastego brzmi „Pieprznęło w sobotę rano” a dwudziesty szósty zaczyna się: „Katie miała za sobą gówniany tydzień”. Między innymi podniosła kanapę, coś jej trzasnęło w krzyżu, potem poruszała się jak kamerdyner z filmu o wampirach. Natychmiast lecimy taki oglądać.

Autor dzieli się z nami takimi oto przemyśleniami:

O urlopie: „Umysł ludzki nie jest stworzony do kąpieli słonecznych i lekkiej lektury… dzień po dniu”.
Niektórzy nie są stworzeni do żadnej kąpieli – niestety.

O mężczyznach: „Mężczyźni na ogół chcą mówić innym, co wiedzą. … Bardzo niewielu mężczyzn umie milczeć”.
Pamiętajcie, że autor jest facetem.

W myśl zasady, że nieszczęścia chodzą stadami, wszystko się komplikuje. Służba zdrowia dziwnie przypomina naszą, biblioteka nie spełnia swoich zadań, pies w domu wali kupę, a właściciel (słusznie bardzo) w nią wdeptuje, George ucieka z domu a Ray rozdeptuje rycerza.

Drobne kłopoty? Raczej „Cholerny bajzel. To już bliższe prawdy”.
Co do humoru to najbardziej rozbawiła mnie scena w barze na stronie 217.
Ta książka to nie jest arcydzieło, ale na pewno bliska życia każdego z nas, w którym bywa przecież bardzo rożnie.

Na koniec oddaję głos Jean:
„Może cały sekret polega na tym, żeby przestać szukać zieleńszych pastwisk. Jak najlepiej wykorzystać to, co się ma”.

Polecam.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.

Podróż do końca

O autorze:

Paul Frederic Bowles urodził się  30 grudnia 1910 w Nowym Jorku, zmarł 18 listopada 1999 w Tangerze – amerykański poeta i prozaik, tłumacz, kompozytor. W 1928 rozpoczął studia na Uniwersytecie Virginia. Na początku lat 30. sporo podróżował, w tym czasie po raz pierwszy odwiedził Tanger. W 1938 poślubił Jane Auer, która później – pod nazwiskiem męża – stanie się cenioną pisarką. Związek przetrwał do śmierci pisarki w 1973. W latach 40. małżeństwo Bowles mieszkało w rodzinnym mieście pisarza. W połowie dekady Bowles napisał swe pierwsze dojrzałe opowiadania (pierwsze próby podejmował już w dzieciństwie). W 1947 osiadł w Tangerze, rok później dołączyła do niego żona. Jego debiutancka powieść – „Pod osłoną nieba” – ukazała się w 1949 r. Na jej podstawie w 1990 r. Bernardo Bertolucci nakręcił film o tym samym tytule z Debrą Winger i Johnem Malkovichem w rolach głównych. Oprócz powieści Bowles był autorem kilkunastu zbiorów opowiadań i poezji. Jego twórczość ma często ukryty charakter autobiograficzny („Pod osłoną nieba”, opowiadania „Zamarznięte pola”, „Postój w Corazon”). Zajmował się również tłumaczeniem i propagowaniem twórczości marokańskich pisarzy. Publikował artykuły podróżnicze, był zafascynowany tradycyjną muzyką marokańską i w trakcie swoich podróży zajmował się jej rejestrowaniem. W Tangerze mieszkał przez ponad 50 lat.

O książce:

Nic z tego co się działo, nie było zrozumiałe,
dobrze mogło chodzić o coś zupełnie innego”.

Nigdy nie wiemy co nas może spotkać za progiem domu, rogiem ulicy, a cóż dopiero w podróży. Wybierając się w nią, musimy być przygotowani na różne wydarzenia.

Amerykańskie małżeństwo w sile wieku zapewne spodziewało się tylko miłych doznań i znajomości w trakcie swojej „Rocznicowej Wyprawy Państwa Slade”. Ale „Nic nie poszło tak jak trzeba”.

Najpierw spotkali tyleż puszystą co dziwną panią Rainmantle. Potem Day Slade dała się zaprosić do domu zupełnie obcego młodego mężczyzny Grove'a Soto, gdzie poznała jego siedemnastoletnią kochankę Luchitę, marzącą o wyjeździe do Paryża. Jej mąż też wszedł w orbitę działań Soto i jego posłusznych, bo sowicie opłaconych pracowników. I już nic nie było normalnie. Dopiero na końcu dowiadujemy się dlaczego.

Ale zanim poznamy przyczynę wszystkich zdarzeń wchodzimy w świat nierealny, pełen dziwności a nawet grozy. Potęguje ją sposób pisania – chłodny, z dystansem, bez emocji, nieangażujący czytelnika. Czytając książkę miałam wrażenie, że obserwuję zdarzenia przez lunetę i dlatego nie wszystko rozumiem. Trudno cokolwiek pojąć gdy „Krajobraz kruszył się i łuszczył”.

„To było tak, jakby na świecie nie zostało już nic pewnego. Tylko zmienne elementy; wszystko pływało, odcięte od uwięzi”. Nawet opisywane dźwięki przyrody niezbyt przybliżają nas do realności. Są światem osobnym, niemającym związku z ludźmi.

Powierzchownie oceniając, bohaterom brak emocji, zupełnie jakby wyszli z obrazów Edwarda Hoppera lub byli marionetkami poruszanymi ręką pisarza, ale podskórnie buzują tam namiętności prowadzące na skraj przepaści.

Charakterystyczne cechy stylu Bowlesa to zwięzłość a zarazem celność opisu, narastająca atmosfera osaczenia i niepokoju, psychologiczna dociekliwość, aż po opisy stanów granicznych i halucynacji.  Niektórym w oparach skrętów dość trudno odróżnić dobro od zła.

„Ponad światem” ukazała się drukiem w 1966 roku, autor uważał ją za najlepiej napisaną ze swoich powieści.

Czytajcie tę książkę powoli i uważnie, aby nic nie umknęło Waszej uwadze.

Polecam.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.