Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy
W tym roku na polskim rynku ukazały się aż trzy publikacje poświęcone jednej z najbardziej zagadkowych tragedii, do jakich doszło w ZSRR w czasach zimnej wojny. W zasypanych śniegiem górach Uralu tragiczna śmierć spotkała dziewięcioro doświadczonych turystów, którzy chcieli zdobyć szczyt Otortenu.
 
Wyprawa, którą kierował Igor Diatłow, 23-letni student Uralskiego Instytutu Politechnicznego w Swierdłowsku, wyruszyła w styczniu 1959 roku wyznaczoną trasą. W przedsięwzięciu wzięli udział absolwenci i studenci tej samej uczelni – dwie kobiety i ośmiu mężczyzn. Tylko jeden z uczestników powrócił żywy – ocaliła go choroba, która w ostatniej chwili zmusiła go do wycofania się z dalszej podróży.
 
Diatłow traktował wejście na Otorten jako przygotowanie do ekspedycji na Arktykę. Zarówno on, jak i pozostali uczestnicy, mieli już za sobą wspinaczki w trudnych i niegościnnych górach Uralu, dlatego nikt nie spodziewał się, że ta eskapada okaże się ostatnią w ich życiu.
 
Zgodnie z dziennikiem odnalezionym na miejscu tragedii, 1 lutego grupa Diatłowa rozbiła namiot na zboczu góry Chołatczachl, co w języku miejscowych oznacza „martwą górę”. W nocy z 1 na 2 lutego wszyscy zginęli. Jak do tego doszło, do dziś pozostaje tajemnicą.
 
Gdy w wyznaczonym terminie nikt z bliskich nie otrzymał od uczestników wyprawy żadnych informacji o zdobyciu Otortenu, uczelnia wysłała na miejsce grupę poszukiwawczą. 26 lutego bez większych problemów udało się odnaleźć namiot zaginionych, jednak kolejne odkrycia były bardzo zaskakujące – chociaż w namiocie wszystko było uporządkowane, jedna ze ścian została rozcięta od wewnątrz, dzień później zaś odnaleziono pierwsze ciała. Niekompletnie ubrani, zostali znalezieni w sporej odległości od siebie, co sugerowało, że ktoś lub coś wypłoszyło ich nagle z namiotu i w środku nocy rozbiegli się po okolicy.
 
Chociaż pięć osób zmarło wskutek hipotermii i nic nie sugerowało działania osób trzecich, na początku maja odnaleziono ciała pozostałych czterech uczestników. Zmarli oni nie wskutek wychłodzenia, a od odniesionych ran – mieli uszkodzone narządy wewnętrzne, połamane kości, a jeden z mężczyzn miał ranę kłutą serca.
 
W toku śledztwa okazało się, że nie można jednoznacznie wytłumaczyć niektórych obrażeń i znalezionych w okolicy śladów. Świadkowie zeznawali o dziwnych światłach pojawiających się na niebie, na ubraniach członków wyprawy znaleziono ślady promieniowania, zaś jeden z uczestników wyprawy nie był tym, za kogo się podawał.
 
Ze względu na sytuację polityczną, sprawa śmierci uczestników wyprawy na wiele lat została utajona i niechętnie patrzono na osoby interesujące się rozwikłaniem tej zagadki. Przez długi czas mnożyły się teorie, co mogło wydarzyć się tamtej feralnej nocy. Mówiono o przejściu lawiny, ataku dzikich zwierząt, o szpiegowskiej działalności jednego z uczestników ekspedycji, ataku więźniów zbiegłych z pobliskiego łagru, o testach broni i wystrzeleniu rakiety z tajnej bazy...
 
Temat śmierci „diatłowców” po dziś dzień budzi wiele emocji. Autorzy prezentowanych książek próbują wyjaśnić najbardziej prawdopodobną przyczynę tragedii.
 
Donnie Eichar, autor publikacji „Martwa góra. Historia tragedii na Przełęczy Diatłowa” wyruszył w 2012 roku tropem Igora Diatłowa i jego towarzyszy. Docierając do żyjących świadków (w tym do jedynego ocalałego uczestnika wyprawy), analizując dostępne dokumenty i wertując dziennik wyprawy, pisany przez grupę Diatłowa aż do 1 lutego 1959 roku, próbuje zrekonstruować wydarzenia z ostatnich dni i godzin tuż przed śmiercią diatłowców. Badając różne teorie, skupia się głównie na zjawisku infradźwięków, które mogły przyczynić się do tej tragedii.
 
Alice Lugen w swojej książce „Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Historia bez końca” również stara się zrekonstruować przebieg ekspedycji, od żmudnych przygotowań aż po ostatnie godziny na zboczu góry. W tym celu dość szczegółowo przybliża czytelnikom sylwetki bohaterów dramatu, odmalowuje relacje panujące w grupie diatłowców, relacjonuje przebieg poszukiwań i śledztwa. Przedstawia także żmudną walkę rodzin, które przez całe lata próbowały odkryć prawdę.
 
Zupełnie inaczej do tematu podeszła rosyjska pisarka Anna Matwiejewa. Jej „Przełęcz Diatłowa. Tajemnica dziewięciorga” to ocierająca się o nadnaturalne wątki powieść, której główną bohaterką jest sama autorka.
 
Od pewnego czasu Anna jest dręczona dziwacznymi snami i wizjami, w których widzi nieznanych sobie turystów. Gdy nagle umiera jej znajomy, jego rodzina przekazuje pisarce plik dokumentów, z których Anna dowiaduje się o tragicznej wyprawie na Ural. Wierząc, że duchy zmarłych domagają się wyjaśnienia tajemnicy swojej śmierci, Matwiejewa rozpoczyna pracę nad książką poświęconą wyprawie Diatłowa, aby tragicznie zmarli mogli nareszcie odnaleźć spokój.
 
Niewątpliwą zaletą „Tajemnicy dziewięciorga” są przytaczane przez autorkę autentyczne dokumenty dotyczące sprawy Diatłowa – fragmenty dziennika pisanego podczas wyprawy, protokoły z prowadzonych poszukiwań, oględzin zwłok czy przesłuchań świadków, jak również artykuły prasowe z ówczesnych gazet rosyjskich. Dla tych, których interesują jedynie suche fakty, a nie ich interpretacje, dokumenty z lat 50. złożono tu czcionką inną niż resztę tekstu.
 
Chociaż od tajemniczych wydarzeń na zboczach Otortenu minęły już blisko 62 lata, a każda z wspomnianych wyżej książek przedstawia szereg hipotez i nieco inaczej ujmuje temat, to wciąż brakuje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: co tak naprawdę wydarzyło się w tą mroźną, lutową noc i kto (lub co) odpowiada za tragiczną śmierć dziewięciorga zakochanych w górach podróżników.
? Wszystkie omówione tu książki znajdują się w księgozbiorze Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej. (Red.)
Agnieszka Smok - bibliotekarka z wykształcenia i zamiłowania. Dzień bez książki to dla niej dzień stracony, uwielbia fantastykę i thrillery, a w ramach odpoczynku od czytania grywa w planszówki i gry komputerowe. Na co dzień pracuje w Wypożyczalni DBP.