Debiutancka książka Oskara Edena staje się wyzwaniem już w przypadku samej struktury. Można ją czytać jak zbiór opowiadań. Za tym świadczy fakt, że poszczególne obrazy nie łączą się ze sobą, a bohater nie przenosi nic ze swych trosk, wątpliwości czy dylematów do kolejnego tekstu. A na pewno nie robi tego tak, by było to zauważalne jako pewna linearność. Osobiście odebrałem „Kwaśne pomarańcze” jednak jako powieść. Przede wszystkim dlatego, że wszystkie jej rozdziały napisane są tą samą frazą. Specyficzny styl Edena może wzbudzać pewien dysonans poznawczy – z jednej strony opowiadane są historie przesycone emocjami, z drugiej jednak nie widać ich w ogóle w języku. Składnia autora ma charakter bardziej analityczny, wszystkie zdania są pełne, zamknięte i jednocześnie sugerujące pewną precyzję w nazywaniu czegoś, co absolutnie precyzyjne nie jest. Bo ta narracja – jakkolwiek ją odbierać – to przede wszystkim coś na kształt emocjonalnego krajobrazu dojrzewającego do odpowiedzialności za swoje życie mężczyzny. Człowieka, który w gruncie rzeczy w każdej relacji, jaką stara się zbudować, odczuwa mniej lub bardziej boleśnie swoje wyobcowanie. Dlatego „Kwaśne pomarańcze” są tak ciekawą książką: bo portretując osobność, ukazują jednocześnie, jak wzajemnie się poznajemy, ale i płoszymy w spotkaniach planowanych, przypadkowych, odległych w czasie, trudnych do nazwania i zagadkowych. Bo to rzecz będąca zagadką. Choćby z tego względu wypada potraktować ją jako całość.
[fragment recenzji Jana Czechowicza ze strony Krytycznym Okiem >>]? O autorze >>
Inne recenzje:
? Zielona Małpa >>
? Matiri Books >>
? Wolne Litery >>
? Książkowe Zacisze >>