Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy

Nasza stała recenzentka, Irena Brojek, której teksty publikujemy w rubryce ?Bibliotekarka poleca?, została wyróżniona w konkursie literackim ?Pokolenie Solidarności?, zorganizowanym przez Instytut Literatury dla uczczenia 41. rocznicy powołania NSZZ ?Solidarność? i w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Wyróżnione w konkursie wspomnienie publikujemy z lekkim poślizgiem, bo mogliśmy to zrobić dopiero po ogłoszeniu werdyktu konkursowego jury. Laureatce serdecznie gratulujemy, a Państwa zachęcamy do lektury! Na marginesie dodajmy, bo z tekstu to nie wynika, że po opisanych w tekście wydarzeniach, Pani Irena została internowana.(Red.)


Mały pokój sublokatorski na poddaszu, wrocławskie Zalesie.

Wolna sobota 9 stycznia 1982 roku po godzinie dziesiątej rano. Jestem jeszcze w piżamie. Na stole stoi kubek z kakao rozpuszczalnym, otrzymanym w świątecznej paczce od brata z USA.

? Puk, puk ? otwieram drzwi i widzę trzech mężczyzn.
? Irena Brojek? ? pytają.
? Tak ? potwierdzam.
? Jesteśmy z ? (nie usłyszałam) ? zrobimy u pani przeszukanie.

Odsunęłam się, weszli. Szukali i szukali. Znaleźli kilka dolarów, książkę o I zjeździe ?S?. Zaglądali do szafy, pojemnika na pościel tapczanika, pod matę ścienną, chodniki. Nie zajrzeli do siatki na zakupy, w której były brudne rzeczy do prania i prasa podziemna. Miałam z nimi iść do ciotki.

? Pójdzie pani z nami.

Wyszli na półpiętro. Dowódcę silnej grupy zapytałam, czy mam wziąć materiały opatrunkowe, bo spodziewam się okresu.

? Nie, nie, trzeba. Złoży pani tylko zeznania.

I tak wzięłam.

Ubierałam się trzęsącymi rękoma trochę. Zaskoczyli mnie bardzo, byłam pewna, że się mną nie interesują.

Zeszliśmy na dół, przed domem stał duży fiat. Powiedziałam, że jestem umówiona z ciotką, która na mnie czeka i zapytałam, czy możemy do niej wstąpić? Zgodzili się. Po drodze rozmawiam z jednym z nich o dzielnicy, w której ciotka mieszka. Kiedyś tu mieszkał i pamięta, że na skwerku stoi duży kamień.

Weszłam do ciotki, powiedziałam co się dzieje, dostałam czekoladę, podałam jej adres koleżanki z Komisji Zakładowej, aby ją uprzedziła.

Schodzę, na półpiętrze stoi funkcjonariusz. Zapewne pilnuje, żebym nie uciekła.

Jedziemy na Podwale, wchodząc do budynku dowódca grupki mówi: ?ta pani jest ze mną?. Jakbym była jego krewną czy znajomą.

Zaprowadził mnie do pokoju przesłuchań i zaczęło się.

? Gdzie są dokumenty Komisji Zakładowej ?S? przy Szkole Inspekcji Pracy CRZZ im. Wilhelma Piecka we Wrocławiu?
? Oddałam dyrektorowi.
? Nieprawda.
Pokazują mi paczkę z makulaturą, jaką dałam zamiast dokumentów.
? Spaliłam je.
? W jaki sposób?
? Na dużej popielniczce.

Oprócz głównego przesłuchującego byli też inni, wchodzili, włączali się w przesłuchanie lub nie.
Nie kontynuowano tematu palenia.

Wszystko, co mówiłam, przesłuchujący pisał na maszynie. Niezdarnie mu szło, a ja skończyłam kurs maszynopisania, więc zaproponowałam, że będę pisać. Nie zgodził się. Może nawet obraził? A byłoby szybciej. Na początku byłam zdenerwowana, potem już tylko znudzona i zmęczona. Stąd ta propozycja.

Po dłuższym czasie (pytali, pisał powoli, pytali?) wyszli. Zostałam tylko z jednym. Wstałam, podeszłam do okna. Popatrzyłam na Podwale, fosę i ulicę Świdnicką i tak przez głowę mi mignęło: ?kiedy znowu przejdę się tą ulicą??.

Wrócili, pytali: kto bywał w szkole z Zarządu Regionu ?S?, a skąd te znajomości, a czy znam ? tu nazwisko. Nie, nie znam. A czy wiem, że jeden z kolegów się z nim kontaktował. Nie, nie wiem. Skąd mieliśmy ?bibułę? do rozprowadzania? Bibułę? Nic o tym nie wiem. Kto najczęściej bywał w bibliotece szkoły (tam cały czas pracowałam)? Podałam nazwiska dyrektora i dwóch ?czerwonych? pracowników.

Przesłuchujący straszył mnie, że dostanę pięć lat za fałszywe zeznania. Około siódmej wieczorem odprowadził mnie do aresztu, mówiąc, że idę tam, gdzie sobie zasłużyłam.

Prowadzący mnie do celi strażnik zapytał, czy wzięli mnie z domu. Chciał zarobić, przekazując wiadomość ode mnie czy przekazać adres esbecji?

W celi dwie starsze ode mnie panie ?spekulantki?. Podium do spania. Muszla klozetowa, bez klapy, zarośnięta brudem pewnie jeszcze sprzed II wojny. Stół. Miska. Brak kranu. Zabrano mi sznurowadła, torebkę i torbę ze środkami opatrunkowymi.

Starsza z kobiet w nocy miała atak bólu wątroby. Strażnik nie reagował na prośbę o leki.

Druga ? trochę mnie wypytywała. Obie czekały na rozprawę.

W niedzielę strażnik pozwolił mi pójść na spacer. Spacernik jak studnia, wokół wysokie mury na nich rozciągnięty drut kolczasty. Ołowiane niebo.

Jedzenie w postaci pół bochenka chleba, na nim położona kupka margaryny. Noża nie dano. Na obiad breja ? nie jem.

Gdy biorę wodę z umywalni naprzeciw celi, gruby strażnik pyta, skąd ja jestem.

Mówię, że z ?Solidarności?. ?A to najwyżej internują panią? ? pocieszył.

Mimo to noc z soboty na niedzielę miałam bardzo ciężką. Nie spałam. Nad ranem pogodziłam się z ewentualnym wyrokiem 5 lat i pomyślałam: ?no to najwyżej poprowadzę bibliotekę więzienną?.

Poniedziałek ? znowu przesłuchanie. Przesłuchujący esbek częstuje mnie herbatą, podkreślając, że to jego prywatna. Hojny i bezinteresowny taki. A odciski palców to tak przy okazji.

Pytania z soboty powtarzają się. Wreszcie stracił cierpliwość i zapytał o kolegę, którego internowali już 31 grudnia zabierając z pracy (Szkoły Inspekcji Pracy).

Co o nim mogę powiedzieć? Nic właściwie. Gadatliwa nigdy nie byłam. W końcu odmawiam odpowiedzi na ten temat. Nie żebym miała co opowiadać. Stwierdził, że ta odmowa to już jest coś. Ale zyskał!

Pokazują mi dokumenty naszej KZ ?S? znalezione już w piątek u koleżanki z KZ. Kazałam je sobie pokazać, żeby zobaczyć czy to na pewno nasze.

Przeczytano mi fragmenty zeznań tej koleżanki, która powiedziała, że ode mnie dostawała ?bibułę?. Upieram się, że to kłamstwo.

Bardzo chcą obciążyć kolegę (jego ojciec i stryj byli w AK, co odsiedzieli). Na pewno na ich upór miały wpływ żarty niektórych pracowników szkoły, że założą partyzantkę szczytnicką (szkoła mieści się w Parku Szczytnickim) z siedzibą w dziupli dużego drzewa stojącego obok budynku. Któryś z nich to doniósł jako dowód na przestępczą działalność.

Esbek namawia mnie, żebym nie brała wszystkiego na siebie, sugeruje, że kolega mną sterował. Akurat było odwrotnie, ale się tym nie pochwaliłam. Skromna jestem albowiem.

Na koniec, bardzo zirytowany, stwierdził (ewidentnie chcąc mnie obrazić), że nie rozumie, kto mnie wybrał na przewodniczącą KZ ?S? i albo jestem taka głupia, albo tak dobrze udaję. Ale mi walnął komplement i poprawił nastrój.

Po kilku godzinach idę na ?dołek?, gruby strażnik pozwala mi wziąć prysznic, nawet przymyka drzwi, żebym się nie krępowała. Mydła i ręcznika nie dostałam.

Niedługo potem wywołują mnie. Dostaję adres od starszej z pań, aby zawiadomić jej rodzinę. Nie zrobię tego bo przewożą mnie do więzienia przy ul. Kleczkowskiej.

Na zakończenie prawdziwa anegdota:

Gdy wróciłam do domu rozmawiałam z kobietą mieszkającą na parterze domu, gdzie wynajmowałam pokój. To ona otworzyła drzwi esbekom 9 stycznia. Miałam do niej lekką pretensję:

? Pani Krysiu, czy widziała pani, żeby kiedyś do mnie przychodziło aż trzech facetów na raz?
? A bo my pędziliśmy wódkę, śmierdziało w całym domu i ucieszyłam się, że to nie po mnie przyszli.

Jak dobrze mieć sąsiada.

Irena Brojek