Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy

O autorce:
Karolina Morawiecka jest rodowitą krakowianką i doktorem nauk humanistycznych z zakresu literaturoznawstwa. Mieszka z mężem antykwariuszem i trzema psami w podkrakowskiej Wielmoży.   „Śledztwo…” to jej debiut literacki.

O książce:

Konfesjonałami XXI wieku stały się zakłady fryzjerskie.

Cały tytuł mówi już prawie wszystko o tej powieści napisanej z przymrużeniem oka. Autorka w wywiadzie odżegnuje się od określenia komedia kryminalna, ale główną bohaterkę, która nazywa się tak samo jak autorka, Morawiecka  narysowała grubą kreską. Jest to ponad sześćdziesięcioletnia wdowa po aptekarzu, słusznej postury, z włosami koloru buraka. Lubiąca gotować i to wcale nie tradycyjne polskie dania – tu autorka przekazuje nam swój gust kulinarny. Pysznym jedzonkiem Karolina manipuluje policjantami, zakonnicą i kim się da, aby osiągnąć swój cel. Można dostać ślinotoku, czytając, co podała na kolację wydaną dla  podkomisarza, aby wydusić z niego szczegóły śledztwa.

Poza tym ona zawsze wszystko wie lepiej od innych i, w swoim mniemaniu, zawsze ma rację. Charakterem przypomina Hiacyntę Bucket z serialu „Co ludzie powiedzą”. Karolina nie ma męża ani sióstr  do musztrowania, więc wyżywa się na innych. Pragnie sławy i pochwał, uważając się za wcielenie panny Marple.

Drugą ważną postacią jest zakonnica siostra Tomasza (nie chodzi o faceta), z wykształcenia polonistka, a z poglądów feministka. „Naprawdę już najwyższy czas, żeby kobiety zobaczyły, że spełnianie oczekiwań innych, nawet własnych rodziców, nie ma najmniejszego sensu”. Z wyglądu siostra jest chuda jak szczapa, a „Karolina nigdy nie ufała osobom szczuplejszym od siebie”. Tu jednak się przemogła i obie panie robią co mogą, aby mordercy czyn haniebny nie uszedł na sucho.

W książce trup jest jeden – młodej kelnerki na zamku w Pieskowej Skale i wokół niego toczy się cała historia.

Kulinaria to hołd autorki dla „Klubu Pickwicka” Dickensa. I nie jest to jedyne nawiązanie do literatury. Dużą rolę odgrywa też pewien cytat z „Lalki” Prusa.

W książce wspomniano też o tamtejszej bibliotece: „Biblioteka w Wielmoży to odremontowany (Niech żyją fundusze unijne! Niech żyją dotacje!) niewielki budynek ukryty w zagajniku…”, niestety rzadko odwiedzany.

Zawsze zwracam uwagę, czy w czytanej przeze mnie książce są zwierzęta, szczególnie koty. Tu jest tylko pięćdziesięciokilowy, śliniący się pies imieniem Trufla.

Zagadka zostaje rozwiązana, Karolina publicznie doceniona. Czytelnik, czyli ja – zadowolony. Polecam.

IRENA BROJEK Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika Wrocławska, Szkoła Inspekcji Pracy, DzBP we Wrocławiu, Uniwersytet Wrocławski, PWST, RBP i MBP we Wrocławiu). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: https://kotnagalezi.home.blog.