Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy

Misją naszej biblioteki jest zapewnienie dostępu do wiedzy, informacji i kultury w jak największym zakresie tego słowa, dlatego z dumą nazywamy się miejscem otwartym dla każdego. Na fali rosnącej popularności literatury oraz kina LGBT+ w ramach nowego cyklu recenzji wybieramy dla Was dostępne w naszych zbiorach tytuły związane z tym tematem. Mamy nadzieję, że dzięki temu sprostamy różnorodnym oczekiwaniom tych, którzy są dla nas najważniejsi – naszych Czytelników.

Młodzież nie czyta. Książek, niczego. Tak pokazują badania i taka jest obiegowa opinia. Opinia dorosłych, ma się rozumieć, bo gdyby zapytać o to samych zainteresowanych, najpewniej tylko wzruszyliby ramionami, mamrocząc pod nosem coś, czego i tak byśmy nie dosłyszeli, i wyglądając przy tym na ludzi, którzy mają wszystkie problemy świata w dalekim poważaniu. Za tą pozorną obojętnością skrywałoby się jednak coś o wiele głębszego – poczucie braku sensu egzystencji, przemożnego smutku, wreszcie przeczucie nadchodzącego końca. Przynajmniej tak wyobrażam to sobie, będąc bezpośrednio po lekturze książki Weroniki Łodygi „Angst with happy ending”.


Wydawnictwo Kobiece, 2021

Książka ta wpisuje się w pewien ciekawy nurt, którego obecność coraz mocniej zdaje się kształtować współczesną polską powieść młodzieżową. Jego początku upatrywałabym w słynnym już dzisiaj „Fanfiku” Natalii Osińskiej, którego dwie części kontynuacji również tytularnie nawiązywały do tematyki opowiadań fanowskich. Pierwsza powieść Łodygi zdaje się kontynuować tę tradycję. „Hurt/comfort” to nie tylko tytuł jej literackiego debiutu, ale także terminy zaczerpnięte ze świata internetowych opowieści młodzieżowych. Co konkretnie oznaczają, czytelnik musi (na szczęście!) sprawdzić sobie sam. Język pełen angielskich zwrotów i terminów znanych jedynie „wtajemniczonym” jest cechą charakterystyczną polskiego tęczowego nurtu young adult, który mam na myśli. Dzięki temu książki te są autentyczne i pozbawione sztuczności, która mnie osobiście kojarzy się ze starszymi autorami, chcącymi się na siłę odmłodzić i każącymi swoim nastoletnim bohaterom używać sformułowań pokroju „klawo!”. Te czasy – mam nadzieję – mamy już za sobą.

Prawdziwie życiowa jest tu przede wszystkim fabuła, traktująca o dwóch siedemnastoletnich chłopcach mieszkających współcześnie w jednym z polskich miast. Wszystko jest tu prawdziwe – homofobia społeczeństwa, bieda głównego bohatera, beznadzieja sytuacji życiowej jego pracującej na parę etatów matki, czy koleżanki, która musi zajmować się młodszym rodzeństwem, bo jej rodzicielki nigdy nie ma w domu, a ojciec, jeśli jest, to tylko nietrzeźwy.

Co bardziej sceptyczni będą narzekać, że książka ta to typowy przykład masochistycznego taplania się w polskiej beznadziei. Tym czytelnikom polecam większe skupienie się na postaciach przełamujących tę szaroburą rzeczywistość, barwnych ptakach, takich jak ubierający się w różowe swetry Janek oraz Beniamin ze swoimi skarpetkami w małe awokado.

Warto przeczytać tę książkę nie tylko ze względu na niesamowicie prawdziwą fabułę. Język autorki jest dosadny i bezkompromisowy, jej humor – niezwykle cięty. A jednak całość boli. Bo pojawia się nieuchronnie pytanie o to, ile z takich angstowych historii nie skończy się happy endem? Ile już się nie skończyło? Sama powieść Łodygi tez nie jest przesadnie optymistyczna w swoim wydźwięku. Owszem, jakiś happy ending następuje (choć sama akurat spodziewałam się innego zakończenia), ale jednak najpierw poprzedza go angst. Beniamin i Aleks kończą dobrze, lecz po drodze pada dużo stwierdzeń, które głęboko zapadają w pamięć i przysłaniają myśli czytelnika chmurą smutku na parę kolejnych dni po lekturze. Na mnie szczególnie duże wrażenie zrobiło odwoływanie się do kryzysu klimatycznego jako do widma tej nieuchronnej katastrofy, która wisi nad nami i sprawia, że wszystkie nasze ziemskie problemy wydają się małe i nieważne, bo ostatecznie naszej planety nie czeka żaden happy ending. I znów przypomina mi się Osińska, u której ten motyw też był obecny. Może pora pogodzić się z tym, że literatura oddaje jedynie tę prawdę, że najmłodsze pokolenie nie patrzy w niebo z nadzieją, a jedynie wypatrując nieuchronnego końca? A może po prostu niezależnie od tego, jak bardzo jest to bolesne, jedynie oni są świadomi tego, że żeby świat mógł powstać z popiołów, musi zwyczajnie najpierw spłonąć? Tak czy siak, na czas apokalipsy polecam powieść Łodygi.
Książka dostępna jest na platformie Legimi, wkrótce pojawi się także w naszych zbiorach w wersji papierowej!
Natalia Szumna – świeżo upieczona absolwentka Publikacji Cyfrowych i Sieciowych oraz Interdyscyplinarnych Studiów Europejskich. Uwielbia koty, książki w każdej postaci, kino queerowe i dobrą animację. Pisze poezję i pracuje nad tym, żeby nauczyć się niemieckiego i japońskiego.