Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy

O autorce:
Jolanta Maria Kaleta zdała maturę w 1969 roku we Wrocławiu. W 1974 ukończyła studia historyczne na Uniwersytecie Wrocławskim i w tym samym roku rozpoczęła staż w Zakładzie Filozofii Politechniki Wrocławskiej. Następnie pracowała w Muzeum Historycznym i Muzeum Medalierskim. Od 2006 roku nie pracuje zawodowo, bo od 2012 roku skupia się na pisaniu powieści. Napisała m.in. cykl „Wojna i miłość” (3 tomy); poza tym książki: „Pułapka”; „Riese”; Testament templariusza”; „Strażnik Bursztynowej Komnaty”; „Złoto Wrocławia”; „Lawina”. 

O książce:

„Komuniści przywlekli ten bałagan i bylejakość”.

W notce „Od autora” Kaleta informuje czytelnika, że z okna mieszkania obserwowała pożar kościoła św. Elżbiety, a w kilka dni potem do muzeum,  gdzie pracowała, dotarł anonim grożący  podpaleniem ratusza, więc pracownicy musieli pełnić nocne dyżury. I to zainspirowało ją do napisania tej powieści. 

Akcja toczy się w 1976 roku, gdy „Polska rosła w siłę, a Polacy żyli dostatniej” – niestety tylko według zadowolonych z siebie władz. 

Główną bohaterkę wzorowała na sobie samej, więc jest to po części, powieść autobiograficzna. Tak więc Matylda Harycka ma 26 lat, pracuje w Muzeum Historycznym, mieszczącym się w ratuszu na wrocławskim rynku. Pali papierosy, mieszka z babcią i mamą, ubiera się na luzie i nosi ze sobą wielką torbę. 

Przypadkiem znajduje skrytkę w ktorej umieszczono wykaz zaginionych dzieł sztuki. Postanawia odnaleźć obrazy osiemnastowiecznego śląskiego malarza Michaela Willmanna, który mieszkał i tworzył w Lubiążu. A gauleiter Dolnego Śląska Hanke kazał, te prace, pod koniec II wojny, gdzieś ukryć. 

Jeśli przebrniecie przez jedną trzecią książki, to potem akcja nabiera rozpędu. Matylda nie tylko jest upartą poszukiwaczką ale też jest obiektem erotycznych zapędów milicjanta, romansuje z partyjnym bonzą i zakochuje się w koledze po fachu. Ma też ulubione powiedzenie: „w dupę jeża”.  

Przeszkadza jej w zbożnym dziele trzyosobowa szajka złodziei dzieł sztuki, którzy sprzedają je na Zachód za walutę lepszą niż złotówki. Korzystają z tego, że mają dostęp do pożądanych artefaktów, także do akt śledztwa, aby je umorzyć, a także do siły swych pięści. 

Przemieszczamy się wraz z Matyldą do zamku Czocha, wędrujemy po Sudetach, zwiedzamy Wambierzyce i pałac w Karpnikach. 

A to wszystko autorka sowicie okrasza faktami z tego okresu – brak cukru, marzenie Polaków, czyli „maluch”, sklepy „Pewexu” gdzie można było nabyć towary tylko za dolary, wszechobecna cenzura, wtykająca nos we wszystkie teksty, nawet w katalogi wystaw. I tak dalej. 

Wydawnictwo nie przyłożyło się do pracy, bo uważny czytelnik zauważy w tekście błędy literowe, ortograficzne i stylistyczne. I tak jak wspomniałam na początku, przydałby się redaktor, aby trochę skondensować całość.  

Poza tym książkę czyta się z przyjemnością, młody czytelnik pozna realia lat 70. XX wieku, a starszy je sobie przypomni. Mieszczuch w wyobraźni powędruje po górach, a niezwiązani z historią sztuki poznają losy niektórych obrazów. 

IRENA BROJEK Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: https://kotnagalezi.home.blog.