Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy

O autorce:
Malwina Ferenz urodziła się i mieszka we Wrocławiu. Pracuje w banku. Ma trzy córki. Mają w domu psa i rybki akwariowe. Od wielu lat interesuje się astronomią i uprawia fotografię mobilną. Swoje zdjęcia magicznego Wrocławia pokazuje na wystawach. Napisała m.in. „Szpital na peryferiach”; „Miłość z odzysku”; „Na miłość boską!”; „Poranki o zapachu kawy”.

O książce:

„Trzeba grać takimi kartami, jakie ma się w rękach”.

Idąc ulicą Ruską we Wrocławiu, parę osób skręca na podwórko i trafia do połączenia pubu z kawiarnią o nazwie „Neon Cafe”. Tłumu tam nie ma, choć to blisko Rynku. Tam „zadyszany, zabiegany, wiecznie spóźniony Wrocław”, a tu cisza, spokój i ktoś, kto chce słuchać.

 Życzliwy i wysoce profesjonalny barman w lot odgaduje, co klient lubi najbardziej. Podaje ulubione danie oraz napój i zamienia się w słuch.

Intymny klimat sprawia, że kawiarnia staje się jakby konfesjonałem, choć właściwie nikt nie czeka na rozgrzeszenie.

Opowieści snuje dziewięćdziesięciolatka Eufrozyna, policjant z komendy przy ulicy Rydygiera, motorniczy Zenon, muzyk Adam i Ukrainka Elena. Panie są seniorkami, panowie w średnim wieku.

Mamy więc opowieść o miłości od pierwszego spojrzenia na zdjęcie z zegarami. O uzależnieniu od hazardu i zgubnych tego skutkach. Ale okazuje się, że czasem nie ma tego złego, co by nas nie nauczyło czegoś dobrego. Bo porządny kopniak od losu pomaga niektórym zrozumieć o co  życiu chodzi. „Pokuta to najlepsze, co może człowieka spotkać”.

Jeden z klientów trafił tutaj, szukając jubilera. Chce kupić żonie prezent, bo po wielu latach zaszła w ciążę. Opowieść jest dość dwuznaczna. Spod zwykłego życia dwojga wyłazi łeb węża kuszącego Ewę, nie tylko jabłkiem, ale i gruszką oraz brzoskwinią.

Autorka zmieściła w dwu historiach sporo tzw. „momentów”, czyli erotyki. Taki teraz mamy literacki klimat.

Jedna opowieść powinna mi się podobać najbardziej, bo jest o kocie, a raczej kotce imieniem Komenda. Narrator stracił żonę, a znalazł zwierzątko i to dało mu chęć do życia. Zresztą nie tylko jemu. Czyli mamy felinoterapię. Niestety, autorka tak bardzo manipuluje uczuciami czytelnika, że opowieść jest łzawa jak z taniego romansidła. Szkoda.

Bohaterowie mieszkają i pracują w różnych miejscach, więc poznajemy osiedla Nadodrze, Popowice, Stare Miasto i budynek Sky Tower.

Między tymi historiami autorka umieszcza swoje rozważania dotyczące Wrocławia, ocenia jego komunikację i zabudowania jednego z osiedli. Opisuje miasto jako żywy ludzki organizm, którego sercem jest rynek. Według niej jest to cielsko przecięte pięcioma rzekami. Nigdy tak o moim mieście nie pomyślałam. Ale gdybym była ptakiem, to kto wie… Jest też w tej książce element magiczny, więc jeśli lubicie  życzliwych ludzi i  przyjazne miejsca, no i realizm magiczny, to polecam.
IRENA BROJEK Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: https://kotnagalezi.home.blog.