Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy
„Im człowiek starszy, tym bardziej szwankuje jego prawidłowa samoocena”.

Dziennik zaczyna się 2 stycznia 2013 roku i jest prowadzony do końca grudnia. Bohater mieszka w domu opieki, ma osobny pokój z łazienką i możliwością robienia sobie kawy czy herbaty. Jest średnio mobilny, więc kupuje elektryczny skuterek.

Z każdym kolejnym wpisem poznajemy współmieszkańców domu, przyjaciela autora, parę osób z personelu, w tym pomocną sekretarkę. Bo dyrektorka domu przypomina trochę siostrę Ratched z „Lotu nad kukułczym gniazdem”.  A urzędniczka imieniem Róża powinna zmienić je na Pokrzywa ze względu na charakter i urodę.

 I mimo że warunki bytowe tam są naprawdę niezłe (na pewno lepsze niż w Polsce) to seniorów traktuje się tam jak niezgułowate dzieci, którym wystarczy dać jeść i od wielkiego święta zafundować tanie ciasteczka.

Przychodzi więc moment, gdy część pensjonariuszy zawiązuje spisek. To sprzeciw przeciw nieodpowiedniemu traktowaniu i udana próba wyrwania się z marazmu oraz  niewidzialnych krat.
Odwetem są, planowane co jakiś czas, przeprowadzane z sukcesem samodzielne wycieczki.

Starość się Panu Bogu nie udała, więc autor opisuje różne, często denerwujące otoczenie, zachowania swoich towarzyszy, zarówno kobiet i mężczyzn. „Jej paplanina jest jeszcze gorsza niż jej herbata” – podsumowuje wizytę.

Na szczęście nie brak mu poczucia humoru, czasem złośliwego. Jest to często śmiech przez łzy, bo seniorzy zauważają z czasem u siebie zaniki pamięci, dolegliwości wymagające operacji albo zaskakiwani są rozległym udarem. Jednak przykre zdarzenia opisywane są w taki sposób, że czytelnika nie dołują, najwyżej powodują trochę smutku.

Ta książka to opowieść o wyższości siły ducha nad coraz słabszym ciałem. O przyjaźni a nawet miłości, o walce ze starością, chorobą i z często wrogim otoczeniem. To budujący dziennik o niepoddawaniu się  przygnębieniu,  nieuchronności losu, niepewności jutra.

„Trzeba utrzymywać w ruchu ciało i umysł, zwłaszcza… tę część mózgu, która zawiaduje takimi funkcjami jak planowanie, podejmowanie inicjatywy oraz umiejętność dostosowywania się”.

Nie  wiadomo, kto jest autorem dziennika, czy to naprawdę jakiś senior, czy może to autorska kreacja. Ja stawiam na tę drugą opcję. Dowodem na to może być mój (napisany w 2004 roku) tekst „Z pamiętnika starego tetryka”, nie jestem przecież starym tetrykiem J, a wiedziałam, jak to napisać.

Środek nocy. Ciśnienie na pęcherz. Wstaję. Z trudem. Żona i pies chrapie. Ja człapię.
Ranek. Zbyt wczesny. Durne ptaki się drą. Pies lata za pchłą. Na ogonie. Żona w wannie. Niech tam zostannie.
Południe. Nudnie i paskudnie. Głupie słońce świeci. Wrzeszczą podłe dzieci. Na co to komu? Wstaję z ławki i idę do domu.
Obiad. Ja siorbię, żona kłapie szczęką. Życie jest wieczną męką.
Popołudnie. Drzemka. Śniło mi się… Co mi się śniło? Wszystko już było. 
Żona cała w serialu. Azja na palu.         
Wieczorem. Co tam panie w polityce? Znowu się błaźnicie! Ja to bym ich wszystkich… Jak Azję. Przed wojną to…
Żona spaliła bigos. Pies liże nos.
W nocy. Znowu mnie dusi. A może to żona? Poszedł, pies głupi!
IRENA BROJEK Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: https://kotnagalezi.home.blog.