Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy
Admiratorzy twórczości Olgi Tokarczuk przybyli na otwarcie wystawy tłumnie (później okazało się, że przyszli nie tylko wrocławianie, ale także goście ze Świdnicy, Wałbrzycha i Nowej Rudy).
 
Kilkanaście minut przed rozpoczęciem uroczystości pisarka oglądała plenerową część ekspozycji i mieliśmy wrażenie, że odkrywa na nowo materiał, do którego zapewne od lat nie zaglądała – ucieszyła się na przykład z publikowanych w jednym z holenderskich pism swoich dawnych zdjęć z psem Lisem, który po latach ożył na kartach jej powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
 
Otwarcie odbyło się w siedzibie Biblioteki, gdzie można oglądać drugą część ekspozycji. Uroczystość rozpoczął dyrektor DBP Andrzej Tyws, który tak przedstawił pisarkę:
„Olga jest nam osobą szczególnie bliską. Tutaj mieszka, pisze, można ją spotkać na wydarzeniach kulturalnych, niektóre sama współtworzy. Lubi spotykać się z czytelnikami, a jak trzeba, zabiera głos w ważnych sprawach. Jest wspaniałym partnerem do dyskusji”.
 
– Utwory Olgi Tokarczuk przetłumaczono na 30 języków – mówił z kolei kurator wystawy (piszący te słowa). – Pod tym względem jest ona, wśród żyjących polskich pisarzy, liderką. W rankingu wszech czasów wyprzedza ją tylko dziesiątka klasyków, w tym dwoje Noblistów – Wisława Szymborska i Czesław Miłosz. I podobnie jak w kraju, tak i na świecie twórczość ta cieszy się popularnością wśród czytelników i jednocześnie zdobywa sobie szacunek krytyków. Kiedy więc pojawiła się okazja, że mogliśmy zajrzeć do archiwum pisarki, skwapliwie z tego skorzystaliśmy, przygotowując tę właśnie wystawę.

Głos zabrała też wicedyrektor Instytutu Książki Elżbieta Kalinowska, która krótko scharakteryzowała rolę Instytutu w propagowaniu twórczości polskich pisarzy na świecie, podkreślając, że jeśli przyznawano by tytuł ambasadora polskiej kultury, to autorka „Prawieku i innych czasów” powinna go otrzymać.
 
Olga Tokarczuk zaczęła żartobliwie: „Ta wystawa mi uświadamia, że mam bałagan w szufladach i nie panuję nad tym wszystkim. Nie mogę uwierzyć, że tak wielu tłumaczy wzięło udział w mojej pracy. Dawno temu prowadziłam wydawnictwo, które szybko zbankrutowało, bo lepiej zajmuje się pisaniem książek niż biznesem. To była trudna praca. Dziś dzielę się z Państwem częścią swojego życia, nie tylko pisarskiego, ale i prywatnego. Mam nadzieję, ze oglądanie tych wszystkich okładek, szaty graficznej zagranicznych wydań, da Państwu przyjemność”.
 
Z tej wypowiedzi wydobyliśmy jeszcze zdanie, które ma wszelkie cechy aforyzmu: „Ta wystawa pokazuje, że książki mogą podróżować i że są doskonałym narzędziem komunikacji między krajami”.
 
Tuż po otwarciu odbyło się spotkanie z pisarką, które poprowadził znany literaturoznawca, krytyk i eseista prof. Stanisław Bereś. W opinii uczestników różniło się ono od typowych spotkań autorskich. Przede wszystkim treścią. Prof. Bereś ze swadą i swobodą prowadził rozmowę z Olgą Tokarczuk, ale zadawał pytania otwierające zagadnienia zawiązane z funkcjonowaniem pisarza w literackim życiu świata, z relacjami między nim a czytelnikami z kręgów odmiennych kulturowo, z problemami z przekładami i tłumaczami. Ten ostatni wątek warto przywołać bardziej szczegółowo, bo Olga Tokarczuk opisała pewne ciekawe a nietypowe zjawisko.

Prof. Bereś – tego chyba wymagała od niego rola prowadzącego – dość prowokacyjnie przypomniał bezlitosną i miażdżącą opinię Tadeusza Konwickiego o tłumaczach, oczekując reakcji pisarki.
 
Olga Tokarczuk zaś mówiła o swoich tłumaczach z wielką empatią, twierdząc że darzy ich zaufaniem i szacunkiem. Z wyraźnym podziwem i radością opowiadała o tym, że samoistnie wytworzyła się w ostatnim czasie grupa tłumaczy z różnych krajów europejskich, którzy rozpoczęli prace nad przekładami „Ksiąg Jakubowych”. Funkcjonowanie tej grupy polega na tym, że przesyłają sobie arkusz Excela, do którego wpisują różne dostrzeżone podczas pracy nad tą książką drobne błędy i w ten sposób doskonalą tekst! Grupa się powiększa, bo tłumacze – ostatnio Maryna Szoda z Białorusi – proszą autorkę tłumaczonej powieści o pośrednictwo we włączeniu do tej grupy.
 
Z tego rodzaju ciekawych wywodów i opowieści utkane były wypowiedzi uczestników spotkania.
 
W kontekście światowej recepcji twórczości Olgi Tokarczuk nie mogło zabraknąć kwestii, na razie nierozstrzygalnej, ale przecież „wiszącej w powietrzu”… Od kilku lat wymienia się naszą pisarkę, obok Adama Zagajewskiego, jako kandydatkę do najwyższej literackiej nagrody.
 
– Wiem z dobrego źródła – mówił prof. Stanisław Bereś – że Adam Zagajewski już nie jest brany pod uwagę jako kandydat do Literackiej Nagrody Nobla. Jedyna polska kandydatura… nie wiem czy stanie się to za rok, pięć czy dziesięć lat… to właśnie Olga Tokarczuk…
 
Nie sposób przedstawić tutaj wszystkich wątków omawianych w przeciągu niemal dwóch godzin spotkania. Że było ciekawe, świadczy zachowanie publiczności – zasłuchanej, skupionej, a później wyrażającej swoje zadowolenie, że się nie zawiedli i że warto było tu przyjść…