Powyżej: Stefan Chwin na targach ksiązki we Frankfurcie.Fot. Historyk, via Wikimedia Commons
Gdańsk według Chwina
- Szczegóły
- Odsłony: 880
O autorze:
Stefan Chwin to polski powieściopisarz, krytyk literacki, eseista, historyk literatury, grafik związany z Gdańskiem, doktor habilitowany, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Gdańskiego na Wydziale Filologicznym. Laureat nagrody im. Andreasa Gryphiusa – jednego z najważniejszych niemieckich wyróżnień literackich.
O książce:
„…walka z ludźmi o władzę daje tak silne złudzenie intensywności życia,
że nie mamy czasu na rozpacz”.
że nie mamy czasu na rozpacz”.
Gdańsk w tej książce Chwina to Danzig na początku XX wieku. Autor nie napisał jednak powieści historycznej. To raczej autorska wizja tego miasta i jego mieszkańców.
Tutaj fakty autentyczne mieszają się z faktami bliskimi prawdy, a czasem bardzo dalekimi. Jednak, aby nas przekonać do swojej wizji, podaje szczegóły topografii miasta, mieszając nazwy polskie i niemieckie.
Prowadzi nas ulicami obok kwiaciarni pani Helstein, kawiarni Mayersa, opisuje wnętrza domów, gdzie mieszkają ludzie o różnym statusie materialnym.
Tytułowa panna Ferbelin ma na imię Maria i jest nauczycielką w prywatnych domach, tutaj uczy syna prokuratora Hammelsa, komendanta miasta.
To czas kryzysu, ale daje się jej załatwić rządowe zlecenie dla ojca stolarza na wykonanie szubienic. I tu pojawia się motyw śmierci przewijający się przez całą książkę.
Kobieta umiera zaraz po narodzeniu dziecka. Ojciec i syn są w nieustannej traumie po tym wydarzeniu. Co nie przeszkadza, aby tatuś kazał chłopcu zastrzelić rannego psa. Okrutna to scena.
„…wszystko zostanie pożarte przez śmierć. Śmierć pożre wszystko, całą Ziemię i kosmos”.
Motyw śmierci łączy się też z innym bohaterem Kurtem Niemandem, który wprawdzie jest traserem w stoczni, ale po pracy staje się Nauczycielem z Neustadt głoszącym na wzgórzu, że Bóg nie potrzebuje pośredników, a robotnicy powinni walczyć o większe płace. Chodzi po wodzie, wskrzesza zmarłych, uzdrawia chorych. Przez swych uczniów nazywany jest Mistrzem. Zostaje zatrzymany przez władze i jest biczowany w piwnicach policyjnych.
Kłania się „Mistrz i Małgorzata”, choć tu jest Mistrz i Maria.
A że to Gdańsk i stocznia, to Chwin nie odmówił sobie opisania strajku nawiązującego do wydarzeń z lat 1970 i 1980. Tyle, że w książce robotnicy mają tylko jedno żądanie: pięciogodzinny dzień pracy, co dla mnie jest kpiną z dwudziestu jeden postulatów z 1980 roku. A nazwę „Solidarność” autor przerobił na „Braterstwo”.
Mamy w książce także wątek miłosny, a nawet sensacyjny, bo miłość nie tylko wszystko wybaczy, ale posunie się o wiele dalej, aby uwolnić ukochanego z łap oprawców. Nie obyło się bez aktualnego wątku ataków terrorystycznych i walki o władzę.
Czyli dla każdego coś niemiłego.
Jednak, mimo wielu celnych myśli, jak:
Tutaj fakty autentyczne mieszają się z faktami bliskimi prawdy, a czasem bardzo dalekimi. Jednak, aby nas przekonać do swojej wizji, podaje szczegóły topografii miasta, mieszając nazwy polskie i niemieckie.
Prowadzi nas ulicami obok kwiaciarni pani Helstein, kawiarni Mayersa, opisuje wnętrza domów, gdzie mieszkają ludzie o różnym statusie materialnym.
Tytułowa panna Ferbelin ma na imię Maria i jest nauczycielką w prywatnych domach, tutaj uczy syna prokuratora Hammelsa, komendanta miasta.
To czas kryzysu, ale daje się jej załatwić rządowe zlecenie dla ojca stolarza na wykonanie szubienic. I tu pojawia się motyw śmierci przewijający się przez całą książkę.
Kobieta umiera zaraz po narodzeniu dziecka. Ojciec i syn są w nieustannej traumie po tym wydarzeniu. Co nie przeszkadza, aby tatuś kazał chłopcu zastrzelić rannego psa. Okrutna to scena.
„…wszystko zostanie pożarte przez śmierć. Śmierć pożre wszystko, całą Ziemię i kosmos”.
Motyw śmierci łączy się też z innym bohaterem Kurtem Niemandem, który wprawdzie jest traserem w stoczni, ale po pracy staje się Nauczycielem z Neustadt głoszącym na wzgórzu, że Bóg nie potrzebuje pośredników, a robotnicy powinni walczyć o większe płace. Chodzi po wodzie, wskrzesza zmarłych, uzdrawia chorych. Przez swych uczniów nazywany jest Mistrzem. Zostaje zatrzymany przez władze i jest biczowany w piwnicach policyjnych.
Kłania się „Mistrz i Małgorzata”, choć tu jest Mistrz i Maria.
A że to Gdańsk i stocznia, to Chwin nie odmówił sobie opisania strajku nawiązującego do wydarzeń z lat 1970 i 1980. Tyle, że w książce robotnicy mają tylko jedno żądanie: pięciogodzinny dzień pracy, co dla mnie jest kpiną z dwudziestu jeden postulatów z 1980 roku. A nazwę „Solidarność” autor przerobił na „Braterstwo”.
Mamy w książce także wątek miłosny, a nawet sensacyjny, bo miłość nie tylko wszystko wybaczy, ale posunie się o wiele dalej, aby uwolnić ukochanego z łap oprawców. Nie obyło się bez aktualnego wątku ataków terrorystycznych i walki o władzę.
Czyli dla każdego coś niemiłego.
Jednak, mimo wielu celnych myśli, jak:
„Brakuje nam bliskich więzi, szczerości i harmonii”,
„…każdy człowiek jest własnością tych, którzy sprawują władzę…, bo w każdym państwie każdy może zostać w dowolnej chwili wyciągnięty nocą z własnego łóżka przez chłopców na posyłki i wywieziony w nieznane miejsce”
książkę czyta się opornie, także dlatego, że dialogi nie są oddzielone od narracji i opisów. Według mnie zabrakło redaktora, który ośmieliłby się przeredagować tekst.
W internecie przeczytałam, że autor powiela tu wątki ze swoich poprzednich książek. I to nie jest zaleta.
Polecam tylko wytrwałym czytelnikom.
Stefan Chwin, „Panna Ferbelin”, Wydawnictwo TYTUŁ, Gdańsk 2016 IRENA BROJEK