O autorze:
Marcin Wicha urodził się w 1972 roku w Warszawie. Jest grafikiem, dziennikarzem i pisarzem. W 2015 roku opublikował zbiór esejów „Jak przestałem kochać design”. W 2017 roku otrzymał nagrodę Paszport Polityki w kategorii literatura, a w 2019 Literacką Nagrodę Nike i Literacką Nagrodę im. W. Gombrowicza za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”. Napisał też 5 książek dla dzieci.

O książce:

„Nie wszystko w życiu da się zamienić na śmieszne historyjki”.

Bezlitośnie niszczymy swoją planetę zaśmiecając ją wyrzucanymi przedmiotami  w pędzie za czymś nowym, niby lepszym. Ci bardziej świadomi biją na alarm i namawiają do ekologicznych i recyklingowych zachowań.

Spadkobiercy mają problem: co zrobić z rzeczami po zmarłych? Mariusz Szczygieł w książce „Nie ma” opisał węgierski sklep z takimi przedmiotami. Na facebooku jest portal: „Uwaga, śmieciarka jedzie” gdzie można wstawić zdjęcia swoich rzeczy do oddania, a także przedmiotów położonych obok różnych śmietników.  

Marcin Wicha napisał tę książkę, porządkując mieszkanie swojej matki.

Składa się ona z kilku części i krótkich, czasem bardzo krótkich rozdziałów. Ma 183 strony, a część pierwsza to „Kuchnia mojej matki”  składająca się z osiemnastu tekstów.
Część 2. ma tytuł: Słownik a część 3 – „Śmiech w odpowiednich momentach”.

To zbiór esejów na różne tematy. Na pierwszy rzut oka jest wspomnieniem, opowieścią o matce autora, która „terroryzowała ludzi mówiąc im prawdę w oczy”. Zawodowo była jednoosobowym komitetem ratowania nieszczęśników rozjechanych przez system edukacji.

Jak na rodzinę inteligencką przystało, w domu było bardzo dużo książek, a współczesny antykwariusz nazwał je makulaturą. Profan jeden.

Autor jest grafikiem, więc na podstawie domowej biblioteki opisuje wygląd książek w latach 40., 50., 60., 70., 80. i 90. XX wieku. Wyjaśnia dlaczego powstała seria „Nike”: „Małe formaty do małych mieszkań”.

W paru miejscach książki poczucie humoru błyska jak niespodziewanie znaleziony brylant w szparze drewnianej podłogi: „Współczesne książki robią się coraz grubsze i coraz lżejsze. Głównie dzięki technologii spulchniania papieru”.

Mamy tu także, modny teraz, wątek kulinarny – matka wycinała i zbierała przepisy kulinarne.

Ale to nie jest tylko wspomnieniowa pozycja o matce i książkach. Zawiera o wiele więcej treści. Jest historią polskiego powojennego pokolenia w dodatku z przeszłością naznaczoną holocaustem, bo obie babcie autora były Żydówkami. Ale o tym się w rodzinie nie mówiło.

Jest o zmaganiu się z peerelowską rzeczywistością, biurokracją, czy niesprawnie działającymi wodociągami. O codziennej gazecie zamieszczającej powieść w odcinkach.
Po próbie wyrejestrowania abonamentu RTV na poczcie napisał:

„…urzędniczki są wieczne. Potężniejsze od premierów, prezydentów i sekretarzy”. Ponieważ ich supermocą jest obojętność”.

Wicha z matką rozmawiał wciąż o polityce i uważa, że jest to nasz odpowiednik angielskiej pogody, czyli ucieczka przed myśleniem o dołującej nas codzienności i chorobach. Pisał to przed koronawirusem. Czy ma rację?

Na koniec: „Nie znikniemy bez śladu”. Zostaną po nas rzeczy – zakurzone barykady.

Polecam.
IRENA BROJEK Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: https://kotnagalezi.home.blog.