Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy
Zimna wojna to „umowna nazwa trwającego w latach 1947-1991 stanu napięcia oraz rywalizacji ideologicznej, politycznej i militarnej pomiędzy ZSRR i jego państwami satelickimi a państwami niekomunistycznymi, skupionymi od 1949 r. w NATO i paralelnych blokach obronnych (SEATO, CENTO) – pod politycznym przywództwem Stanów Zjednoczonych” – taką definicję podaje Wikipedia. A jak wpływała ona na ludzkie losy, próbuje pokazać Paweł Pawlikowski w filmie „Zimna wojna”. Robi to, ukazując losy Zuli (Joanna Kulig) i Wiktora (Tomasz Kot).

Ona jest wiejską dziewczyną wyłowioną przez poszukiwaczy talentów (Kulesza i Kot), którzy jeżdżą po kraju, nagrywając ludowe piosenki i wybierając uzdolnioną młodzież, aby stworzyć zespół pieśni i tańca „Mazurek”. Towarzyszy im ubek Kaczmarek (Borys Szyc), bo tacy jak on pilnowali wtedy wszystkiego i wszystkich. Prawomyślność i ukochanie panującego ustroju obowiązywało bezwarunkowo.

Zula jest po przejściach i z przeszłością, o Wiktorze wiemy tylko, że jest kompozytorem. Ich związek pełen jest pasji, zarówno tej dobrej, jak i złej. Żyć bez siebie nie mogą, ale ze sobą także nie. Miotają się tak przez cały film. Polityczne układy utrudniają im życie, ale, według mnie, ich los determinują głównie ich własne charaktery i brak konsekwencji. Miłość może i wszystko wybacza, ale nie zawsze potrafi dokonywać mądrych wyborów.

Akcja tego czarno-białego filmu toczy się nie tylko w Polsce, ale i w Berlinie, Jugosławii oraz Paryżu. Bohaterowie nie uciekną jednak od siebie samych i siebie nawzajem. Wszędzie im będzie źle i jakiej by decyzji nie podjęli, nic nie zmienia się na lepsze.

To gorąca wojna między dwojgiem ludzi, którzy nie radzą sobie z ograniczeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi. To miłość tragiczna i  właściwie niezależna od tego, co się dzieje wokół. Z góry skazana na przegraną.

Przez film przewija się wykonana przez Joannę Kulig ludowa piosenka „Dwa serduszka” w wersji polskiej i francuskiej. W części paryskiej słyszymy muzykę francuskich klubów. Romantyczną aurę podbija także piosenka „Serce” z radzieckiego filmu „Świat się śmieje”.

Według mnie największą zaletą tego filmu są aktorzy grający role główne. Miłosna szarpanina jakoś do mnie nie przemawia.

Bohaterowie filmu noszą imiona rodziców reżysera, którym „Zimna wojna” jest dedykowana.

Trzeba przyznać, że Pawlikowski sprytnie nawiązuje także do problemu związanego z akcją „metoo” oraz do losu uchodźców, co zapewne spodobało się w Cannes, gdzie nagrodzono go Złotą Palmą za reżyserię.

 
Gdybym jednak miała wybierać między tym filmem a „Rewersem” Lankosza, wybrałabym „Rewers”.
Irena Brojek