Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy
Barbara Korta-Wyrzycka
KÓŁKO KONSEKROWANYCH WDÓW

„Kółko konsekrowanych wdów” podzielone jest na dwie części, zaczynamy od dłuższych opowiadań, a kończymy krótkimi impresjami, miniaturami na kilka stron. Tytułowa historia to barwna relacja z pielgrzymki do Medjugorje. W „Darowiźnie” znów przemieszczamy się na Bałkany, aby tym razem obdarować fundacje dla narkotycznych rekonwalescentów. „Toda” jest opowieścią o walce z przeszłością przez wspólną sąsiedzką pracę. „Bezdomni kochankowie” to historia o pewnych starczych powidokach, pisana z przymrużeniem oka, zaś „Trzy pióra” to wyprawa w całkiem inne rejony: harcerstwo, las, młodość walcząca z przeciwnościami, klimat Bahdaja. W miniaturach realność powoli ustępuje fantazji, autorka zaczyna się przekomarzać z rzeczywistością, zabarwiając świat groteską i zjawiskami, które nie mają prawa się wydarzyć.
Swojskość, naturalność, potoczystość, pozytywna łatwość odbioru to synonimy „Kółka konsekrowanych wdów”, zbioru, który stawia przede wszystkim na czytelniczą przyjemność, możliwość grania z bohaterami w jednej drużynie, a przez to, że przeniknięty jest wiarygodnym doświadczeniem, staje się ciekawszy niż typowe eksperymentalne gry.
Krzysztof Bieleń
PYŁ ZAWIESZONY

Mgły, zimne rzeki, szron pod butami, zapomniane chaty, a to wszystko pod kopułą z zatrutego, rakotwórczego dymu, pyłów wypluwanych przez niedoskonałe instalacje. Krzysztof Bieleń w „Pyle zawieszonym” zaczyna od swojej ziemi widzianej w początkach sezonu grzewczego, aby później regularnie – z biologicznym zegarem w sercu – do niej wracać. Opowiada o powolnej utracie ciepła, przygotowywaniu się na popiół, o stanie zawieszenia, byciu w przedsionku, który kiedyś trzeba będzie na zawsze opuścić. Śmierć odmieniana jest tutaj przez wszystkie przypadki, choć raczej bez dosłowności; powolny stoicki rytm zapomnianej ballady napędzany jest spokojem, beznamiętnymi konstatacjami, przytaczaniem małych sytuacji, wydarzeń, podpatrzeń, myśli, słów, obracanych w ustach niczym anyżowe cukierki.
Aleksandra Zbierska
BIEGNIJ

Z tomiku Aleksandry Zbierskiej wyłania się pewien świat, jest on jednak potasowany między różne postaci, chórki odgrywają, odśpiewują swoje role. Jest raczej miejsko: bruk, wnętrza, knajpy, kawiarnie, kamienice ze sztucznymi kwiatami w oknach; słońce przetacza się z wraz z ciemnością. Mimo gęstego wielogłosu, nie są to relacje bardzo od siebie oddalone, rzeczywistość wydaje się być podszyta podobną, autorską energią, rozedrganiem i afektywnością. Taki też jest język, który często bawi się sam ze sobą w zamkniętym pudełku, nitki buzują, puchną we wnętrzu i nie chcą lub nie mogą się wydostać. Głosy, pogłosy, koktajle skojarzeń, witalny językowy makaron, wszystko to sunie przez „Biegnij”, wprowadzając atmosferę wiecznego czasu teraźniejszego, wystrzału, ruchu, produktu chwili. Wiersze wydają się przychodzić Zbierskiej łatwo, ma się wrażenie, że autorka improwizuje, podłącza się pod ulotne fale mózgowe i kreśli piórem na kartce linie niczym sejsmograf czy wariograf, który twierdzi, że prawda zawsze jest po stronie ruchu, chwili i spontaniczności.
Materiały pochodzą od wydawcy.