Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy
Jakim błogosławieństwem jest cyfryzacja zbiorów! Jeszcze jakieś 15-20 lat temu, ten kto chciał przejrzeć konkretny numer „Wiadomości Literackich” z lat 20. XX wieku, musiał się najpierw wybrać np. do Biblioteki Ossolineum, wypełnić rewers i naczekać się na przyniesienie ciężkiego rocznika z magazynu. Dziś wystarczy pogrzebać w zasobach Internetu, a znajdzie się większość dawnych tytułów prasowych dostępnych w postaci elektronicznej.

Myśląc o przypadającej na 7 maja 170. rocznicy urodzin Władysława Stanisława Reymonta, zastanawiałem się, jak ówczesna prasa zareagowała na przyznanie Reymontowi Literackiej Nagrody Nobla. Decyzję Komitetu Noblowskiego ogłoszono 13 listopada 1924 r., a więc reakcje powinny być widoczne w okolicach tej daty.

Od razu sięgnąłem do „Wiadomości Literackich”, najbardziej prestiżowego i najpopularniejszego wówczas tygodnika literackiego. Wszystkie jego numery są dostępne w postaci zdigitalizowanej na stronach Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej.

Numer  z 23 listopada 1924 r. otwiera kolumna z dużym zdjęciem Noblisty. Reymont był już wtedy poważnie chory, co na zdjęciu widać... Nie mógł nawet przyjechać do Szwecji na uroczystość wręczenia nagrody, bo leczył się w Nicei (zastąpił go poseł Polski w Sztokholmie).

„Wiadomościom” udało się namówić pisarza na „wywiad specjalny” . Przeprowadził go dziennikarz podpisujący się pseudonimem Ixion. Kryje się pod nim Józef Wasowski (tu ciekawostka: Ixion był ojcem jednego z filarów Kabaretu Starszych Panów, Jerzego Wasowskiego).

W tym nadzwyczaj ciekawym wywiadzie Reymont opowiada o tym, czym aktualnie się zajmuje i co planuje. Warto przytoczyć fragment dotyczący mało znanego faktu związanego z filmem! Wejdźmy w pół zdania pisarzowi:

„Z rzeczy tzw. fantastycznych mam również gotowy scenariusz do wielkiego filmu”.
„– Jakaż treść?” – pyta rozmówca (J. Wasowski). I przechodzi do narracji:
„Opowiada mi ją Reymont, ale rzecz prosta, treści tej ogłosić nie mogę. Niejeden z autorów przekonał się dotkliwie, jaka w świecie filmu odbywa się pogoń za tematami i jakie korsarstwo w ich zdobywaniu. Zbyt byłoby wielu amatorów na przywłaszczenie sobie tematu, istotnie fascynującego. Coś by przerobili, coś by ujęli lub dodali i tak zdobyliby autorskie „prawa”. Mogę tylko napisać, że scenariusz jest kapitalny. Wykonany może być tylko przez wielką wytwórnię, a przy ogromnym nakładzie pracy i pieniędzy. Szereg obrazów olśniewających. Dla aktorów pole do popisów znakomite. Temat należy do sfery największych problematów życia, miłości i śmierci.
– Gdzie będzie robiony ten wspaniały film?
– Chyba w Ameryce. Już ze mną w tej sprawie korespondują”.
Tadeusz Oracki, autor ciekawej pracy poświęconej relacjom Reymonta z teatrem, filmem i radiem stwierdza, że: „Temat Reymont i film był poruszany przez różnych autorów, jednakże wciąż nie
mamy pełnego opracowania, uwzględniającego takie zagadnienia, jak np. związki au­tora „Chłopów” z filmowcami, podejmowane przezeń próby pisania scenariuszy filmo­wych, wreszcie filmowe adaptacje jego dzieł i ich recepcja w Polsce i zagranicą”.
 
Nie wiadomo, jak potoczyły się losy wspomnianego przez pisarza scenariusza i jego rozmów z amerykańskimi producentami. Ale jest pewne, że w 1925 r. odmówił Francuzom, którzy chcieli sfilmować „Chłopów”.
 
Za życia Reymonta – w 1922 r. – doszło do premiery filmu „Chłopi”, w reżyserii Eugeniusza Modzelewskiego, na podstawie scenariusza Adama Zagórskiego. Reymont brał udział w jego realizacji. Obraz nie został zbyt dobrze przyjęty, podobał się tylko Mieczysław Frenkiel w roli Boryny.
 
Dwa lata po śmierci pisarza, czyli w 1927 r., na ekrany weszła ekranizacja „Ziemia obiecanej”, wyreżyserowana przez duet: Aleksander Hertz i Zbigniew Gniazdowski. Zagrały w nim gwiazdy polskiego kina: Jadwiga Smosarska, Kazimierz Junosza-Stępowski, Władysław Grabowski, Ludwik Solski, Loda Halama. Mimo znakomitej obsady film nie odniósł sukcesu. W przeciwieństwie do powojennych adaptacji Reymontowskich dzieł zrealizowanych znakomicie przez Andrzeja Wajdę i Jana Rybkowskiego.
W tytule niniejszego artykułu jest sporo „gazetowej” przesady, która miała przyciągnąć Państwa uwagę. Ale przygody Noblisty z filmem, które wymagają jeszcze szczegółowego naukowego opracowania, wydały mi się na tyle ciekawe i wciąż jeszcze mało znane, że nie wahałem się użyć tego fortelu. Dla tego „filmowego” wątku, porzuciłem też pierwotny zamiar pokazania, jak w ówczesnej prasie odbiło się przyznanie autorowi „Chłopów” Nagrody Nobla. Ale to Państwo możecie to łatwo sprawdzić, sięgając do elektronicznych zasobów Federacji Bibliotek Cyfrowych – TUTAJ >>