Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy
To się naprawdę czuje. Że ten człowiek kocha Polskę. Że jest ona dla niego prawdziwą, choć wybraną, drugą ojczyzną.
Bernard Margueritte podczas spotkania z czytelnikami w naszej Bibliotece mówił o Polakach, o swojej książce i ciekawych momentach z historii Polski, których był świadkiem. Ma prawdziwy dar opowiadania, czemu zupełnie zresztą nie przeszkadza wyrazisty francuski akcent, kiedy posługuje się polszczyzną (warto podkreślić – bardzo bogatą). Seria pytań, które zadano temu znakomitemu dziennikarzowi (więcej o nim samym tutaj >>) potwierdziła tylko, że opowieść, którą snuł na początku tego wieczoru autorskiego wzbudziła niekłamane zaiteresowanie. Nie sposób przytaczać w tym miejscu treści całego spotkania. Wybraliśmy z wypowiedzi Bernarda Margueritte'a kilka wątków, które podajemy albo jako krótkie streszczenie, albo jako dosłowny cytat. Sądzimy, że Państwa zainteresują...
O swojej książce „Bliżej Polski”:
Bardzo długo się wahał, czy pisać tę książkę. Przekonały go spotkania ze studentami, rozmowy z rodziną itp., podczas których namawiano go – jako świadka historii – na opisanie przeżyć, doświadczeń, zdarzeń. Okazało się przy zbieraniu materiałów, że napisał o krajach Europy Środkowej kilka tysięcy artykułów, a o samej Polsce, od 1965 r. 3 tysiące! Książka przywołuje wiele z nich, ale z konieczności odnosi się tylko do najważniejszych momentów współczesnej historii Polski, której był świadkiem. Jednym z powodów jej napisania była także chęć napisania prawdy o tych wydarzeniach, które zostały już dziś zmitologizowane, stały się legendarne, a więc przedstawiane są w sposób trochę od prawdy odbiegający. Podaje przykład wypowiedzi Lecha Wałęsy, który mówi, że od początku wiedział, że zniszczy kominizm, ze trzeba budować nowy system... „Guzik prawda – mówi uśmiehając się Margueritte. – Pamiętam, jak 30 września 1980 r. po zwycięstwie strajkujących robotników, wiozłem go własnym samochodem z Zaspy w Gdańsku do siedziby związków zawodowych i on zapytał mnie, kto moim zdaniem będzie następnym sekretarzem partii. Ja – powiedział – typuję, że będzie Olszowski, nie taki znów zły, bo to pragmatyk, będzie można się z nim dogadać... Z tego by wynikało, że Wałęsa ani wtedy nie myślał o obaleniu komunizmu, ani nnie miał takiego zamiaru... Wydaje mi się, że bohaterowie tych wydarzeń byli raczej niesieni logiką tych wydarzeń, niż byli ich twórcami”.


O pierwszej lekcji prawdziwego dziennikarstwa:
Po studiach klasycznych na Sorbonie rozpoczął pracę w dzienniku „Le Monde”. Oddajmy głos B. Margueritte: „Miałem dwadzieścia kilka lat, byłem świeżo po studiach, ale zostałem redaktorem nakjwiększego dziennika francuskiego, czułem się wielki, woda sodowa uderzyła do głowy (!)... W jednym z pierwszych artykułów poświęconym polityce zagranicznej Polski pisałem, że według mnie nasi przyjaciele w Polsce popełniają błąd, że ja sądzę..., że moim zdaniem itd. Wtedy dyrektor i założyciel pisma – Hubert Beuve Mery – wezwał mnie i dał mi najbardziej zwięzłą i najlepszą lekcję dziennikarstwa, która jest dla mnie aktualna do dziś. Wymachiwał kartką i pytał: „Co to jest?”. Odpowiedziałem, ze to mój artykuł... Właśnie, to pański artykuł! A co to za sformułowania: «Wierzę, że..., „Wydaje mi się..., „Uważam, że..., Moim zdaniem...». Musi Pan zrozumieć, że to, co pan Margueritte myśli jest absolutnie nieciekawe dla naszych czytelników. To nie jest dziennikarstwo! Może za 30 lat, jeśli będzie pan znany i poproszą pana o zdanie, będzie pan mógł je wygłaszać... Chce pan wiedzieć, co to jest prawdziwe dziennikarstwo? Coś się wydarzy, to pan idzie, dowiaduje się kto, co, gdzie, kiedy, dlaczego... Ale to nie wystarczy. trzeba jeszcze napisać, jaki jest kontekst psychologiczny, społeczny, gospodarczy, historyczny tego zdarzenia. Trzeba też ująć to, co inni mówili o sposobie rozwiązania tego problemu. Kiedy to wszystko poda pan czytelnikowi, to on będzie w stanie wyrobić sobie swój własny pogląd na tę sprawę... Wówczas, proszę pana, on będzie obwywatelem. Wówczas będziemy mieli demokrację... Rolą mediów jest udoskonalać demokrację. A jeśli chce pan być korespondentem zagranicznym, to musi pan pamiętać o drugiej roli mediów – która jest swoistym posłannictwem – probować zrozumieć Drugiego Człowieka – jego religię, jego stosunek do życia, jego problemy, jego marzenia... I to wszystko starać się przybliżyć naszemu czytelnikowi, także takiemu, który mieszka gdzieś tam na francuskiej wsi. I kiedy pomoże pan czytelnikowi zrozumieć tego Drugiego Człowieka, to może kiedyś ci ludzie będą umieli ze sobą współpracować, współtworzyć. A więc druga misja mediów to praca nad tym, żeby ludzie na świecie mogli wzajemnie się roumieć, szanować i współpracować...”


O wizycie gen. de Gaulle'a w Polsce w 1967 r.:
To była pamiętna wizyta. Dziś B. Margueritte patrzy z pewnym zdziwieniem na tekst, który temu poświęcił. Relacjonował wypowiedź prezydenta de Gaulle'a, który wyraził nadzieję, że Polska w przyszłości będzie mogła spojrzeć dalej i wyżej..., co było troszke „bezczelne” (dodaje: „ale jako generał de Gaulle mógł sobie na to pozwolić...). I widział, jak słuchający tego pan Ochab (Edward Ochab – kiedyś I sekretarz PZPR – był wówczas przewodniczącym Rady Państwa PRL) robi się jeszcze mniejszy niż zwykle, a Gomułka ignoruje (Władysław Gomułka – I sekretarz PZPR). Patrząc z perspektywy czasu docenia siebie jako autora. Cieszy się, że umiał dostrzec, iż de Gaulle mówił do rzeczywistego narodu polskiego, nie do władzy i że „zasiewa ziarno, które za dziesięć lub dwadzieścia lat przyniesie plon”. Po 20 latach okazało się, że były to faktycznie słowa prorocze.


O swoim wydaleniu z Polski:
Władze PRL wydaliły go z Polski w 1971 r. z „bardzo śmiesznego powodu”. Gierek był świeżo upieczonym I sekretarzem PZPR.
„Miałem bardzo pewne wiadomości z przebiegu posiedzenia Biura Politycznego, kiedy to Gierek mówił, że strajki trwają i że leci do Szczecina spotkać się z robotnikami, bo trwac nie może. A wtedy Józef Kępa (I sekretarz KW PZPR w Warszawie) się wściekł, wstał złapał go za guziki marynarki i przekonywał, że nie można rozmawiać z chuliganami, że najpierw muszą wrócić do pracy itp. Ale Gierek się upierał, mówiąc, że on się nie boi rozmawiać z robotnikami, wykorzystał półgodzinną przerwę w obradach, żeby wsiąść do wojskowego samolotu i polecieć do Szczecina. No i wtedy odbyła się ta znana rozmowa: „Pomożecie...?” itd.”
Za opisanie tych zakulisowych rozgrywek został z Polski natychmiast wydalony. Dano mu tydzień... Spotkał się jeszcze z kard. Stefanem Wyszyńskim, który powiedział mu wtedy: „Panie redaktorze, prosze pamiętać, że to nie Polska pana wydala...”. Dopiero w 1973 r., kiedy Gierek przyjechał do Paryża, zaproszono go do polskiej ambasady. Usłyszał wtedy od radcy ambasady, że Kępa miał postawić warunek: „Musicie wybrać: albo Margueritte, albo ja...”. Wrócił do Polski w 1977 r. jako korespondent dziennika „Le Figaro”.


O Janie Pawle II:
„Tego dnia byłem w kurii warszawskiej – opowiada B. Margueritte. – Słuchaliśmy radia France Inter... Dziennikarz francuski nie potrafił wykrztusić nazwiska nowego papieża „Karol Wożdyla...”. Wiedziałem od razu, o kim mowa, zaraz też znalazłem publikacje Karola Wojtyły i potem ukazał się w Paryżu mój artykuł. A kiedy nazajutrz po wyborze papieża Polaka wyszedłem na ulicę Warszawy, nie mogłem uwierzyć własnym oczom... Ci sami ludzie, którzy dotad chodzili do pracy bez entuzjazmu, bez oznak radości, raptem dosłownie wyprostowali się! Widać było jak się ten naród odradza...”


O robotnikach i strajkach w 1980 r.:
„To był kluczowy moment w moim życiu. Przebywałem w stoczniach gdańskich, wśród tych młdoych, dwudziestoparoletnich robotników, wspaniałych ludzi, którzy – jak napisałem w dedykacji książki, nawiązując do słów Jana Pawła II – „zmienili oblicze ziemi”. W chwilach zwątpienia myślę o nich, bo pokazali mi i światu, że można wszystko zmienić. Przecież oni najpierw walczyli tylko o przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz, poajwiły się postulaty ekonomiczne itd. Ale bardzo szybko ważniejsze stało się dla nich to, żeby budować cywilizację godności osoby ludzkiej, mieli naukę Jana Pawła II w sercu. Nie byli ani na lewo, ani na prawo, pozostawali w sferze metapolityki... Oni nie kalkulowali... Wydawało się, że nie mają szans, bo był Breżniew, KPZR, PZPR, SB... Oni modlili się, na kolanach, mieli tę naukę w sercu... i uwierzyli... I co się stało? Zmienili świat! A potem, w latach 90., miałem zaszczyt spotkać się i rozmawiać w Watykanie z Ojcem Świętym i kardynałem Lustigerem. Oni już wtedy wyczuwali, że to co zostało zbudowane, nie jest zgodne z tymi ideałami, z wyobrażeniami tamtych młodych ludzi ze stoczni, z ideałami „Solidarności”. Oczywiście, że Polska się rozwija, jest coraz piękniejsza, incjatywa Polaków to coś wspaniałego! A z drugiej strony jest Polska skandali, afer, zbrodni, skandalicznej nierówności, wyprzedaży majątku narodowego, dominacji kapitału zagranicznego w bankach czy mediach... A więc z jednej strony jest się z czego cieszyć, ale jednak nie jest to jeszcze Polska, o której marzyli młodzi robotnicy z Gdańska...


O Polakach:
„Z przykrością myślę o tym, ze Polacy nie potrafią dostrzegać i szanować swojej własnej wielkości. Kiedy obserwuję te wszystkie wydarzenia na świecie w ostatnim czasie, utwierdzam się w przekonaniu, że najważniejsze były właśnie ideały „Solidarności” i nauka Jana Pawła II – ten apel o walkę o godność człowieka, który wyszedł z Polski. Dlatego Polacy nie powinni mówić o swoim kraju, ze jest słaby, że ma taką historię, że pasmo nieszczęść... Polacy powinni zrozumieć, że to Polska ma wskazywać kierunek, ma być inspiracją, ma przekazać Europie nowego ducha, bo jeśli tego nie zrobi, to zachodnia Europa się zagubi. My w zachodniej Europie jesteśmy zagubieni i czekamy na światło z Polski. Ale to jest to sprawa Polaków przyznać się do swojej wielkości... Kiedyś Krzysztof Zanussi powiedział o mnie, kiedy wygłaszałem ten pogląd, że jestem ostatnim mesjanistą w tym kraju... Wtedy przypomniałem sobie, że gdy Jana Pawła II zapytano, dlaczego tak bardzo się przejmuje tym, co się dzieje w Polsce, odpowiedział: «Bo to moja Matka, ta ziemia...». Ja mówię sobie: «Człowieku, to masz pecha, bo nigdy nie będziesz mógł tego o sobie powiedzieć...». No faktycznie, nigdy tak się nie stanie... Ale mogę powiedzieć, że to moja żona, ta ziemia, że to moje dzieci... I chociaż nie miałem zaszczytu urodzić się na tej ziemi, to na pewno spocznę tutaj... I to też do czegoś zobowiązuje. Do tego, żeby mieć nazieję, że Polska młodych robotników z Gdańska 1980 r., Polska „Solidarności”, Polska Jana Pawła II, będzie przykładem dla Europy, będzie inspiracją...


O polskiej literaturze:
„Ja ciągle czytam Jana Pawła II. To jest też literatura... I ciagle odkrywam nowe znaczenia jego słów, jego przekazu... Osobiście byłem budowany wewnętrznie bardziej przez teatr niż przez literaturę.
Na marginesie i dla żartu powiem, że przez długie lata moją główną polską lekturą była „Trybuna Ludu”. Chwalę to sobie, bo te teksty pozwalały mi uczyć się polskiego. Słownictwo było w niej tak ograniczone, wiele wyrazów powtarzało się tak często, że nawet słabo znając język można było zrozumieć, co to znaczy...
Ale tak w ogóle to z czytaniem literatury było wtedy raczej mizernie... Oczywiście zawsze mieliśmy czas na to, żeby pójść do teatru. A wtedy w Warszawie co tydzień był jakiś fantastyczny spektakl! Tylko wybieraliśmy, czy idziemy do „Polskiego”, czy do „Ateneum”, czy do „Współczesnego”... I tymi przedstawieniami Hanuszkiewicza czy Axera żyliśmy... A jeśli chodzi o literaturę, to czytam jednak głównie to, co jest związane z literaturą faktu, literaturą polityczną (np. teksty prof. Legutki), a więc nie jestem zbyt dobrym czytelnikiem literatury pieknej. I się tego wstydzę...
A pierwszy mój kontakt z polską literaturą był szczególny. W 1959 r. przyjechałem zupełnie przypadkowo, bo w zastępstwie, na obóz studencki do Gdańska, gdzie poznałem moja przyszłą żonę. Po powrocie do Paryża, zastanawiałem się, co zrobić, żeby do tej Polski znów pojechać – byłem przeciez studentem filologii klasycznej. I wtedy wpadłem na to, że muszę znaleźć odpowiedni temat pracy. I znalazłem niejakiego Jana z Wiślicy, polsko-łacińskiego średniowiecznego poetę, którego na ogół się nie zna... Był autorem jednej książki „Bellum Prutenum”. Dla jednego z moich profesorów na Sorbonie, który bardzo cenił polską kulturę, świętością był Juliusz Słowacki, więc go też trochę wtedy poznałem.


O Wrocławiu:
Dość często bywa we Wrocławiu i zawsze wspomina przeżywaną z wielką pasją i zainteresowaniem wizytę u ks. arcybiskupa Henryka Gulbinowicza (jeszcze nie był kardynałem), u którego gościł kilka dni. Za każdym razem potwierdza się też, że „Wrocław jest rzeczywiście centrum Europy (300 km od Wiednia, Berlina i Warszawy). I nawet nie trzeba czekać na to, żeby wrocław był Europejską Stolica Kultury, bo on zawsze jest poniekąd (i był) właśnie stolicą kultury”.
Odpowiedzi na pytania przeciągnęły się tak, że znakomity gość ledwie zdążył podpisać czytelnikom swoją książkę „Bliżej Polski”. Zaraz potem pędził, żeby zdążyć na lotnisko...