Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy
Książkę Włodzimierza Pawluczuka „Wierszalin. Reportaż o końcu świata” poznałem jeszcze pod koniec lat 70. W pamięci został mi obraz proroka Ilji (naprawdę nazywał się Eliasz Klimowicz), uciekającego do lasu przed własnymi wyznawcami, którzy chcieli, żeby się spełniło to, czego ich nauczał – że jest nowym wcieleniem Chrystusa. Przyszli, bo chcieli go ukrzyżować. Dla zbawienia świata wziąć na siebie winę za to zabójstwo. A on uderzył „Judasza” w twarz, uciekł i schował się gdzieś w lesie, w ziemiance... (przekazy podają różne wersje tego wydarzenia). Potem przeczytałem powieść Pawluczuka „Judasz” osnutą wokół związanych z Ilją wydarzeń. I wreszcie sztukę Tadeusza Słobodzianka.
 
Nic dziwnego, że historia Eliasza Klimowicza z Podlasia była inspirująca zarówno dla pisarzy, jak i ludzi teatru (Teatr „Wierszalin”!). Ilja miał nadzwyczajną siłę oddziaływania. Przyciągał setki, a mówią że nawet tysiące ludzi, choć trzeba pamiętać, że trafił też na podatny grunt. Z datków, które pozyskał, wybudował wraz z wiernymi koło Starej Grzybowszczyzny cerkiew pod wezwaniem Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Potem założył nieopodal osadę, którą nazwał Wierszalinem i ogłosił centrum świata. Wierszalin miał się stać jego nową stolicą. Zdradzony i zadenuncjowany, został w 1939 r. uwięziony przez Sowietów i zesłany na Sybir. Podobno zachowywał się tam godnie, nie wyparł się Boga. Zwolnili go, kiedy miał już osiemdziesiątkę. Zmarł w jakimś domu starców.

Warto poznać tę historię, sięgając po książki Pawluczuka, Słobodzianka czy oglądając przedstawienie teatru „Wierszalin”. Ale warto też zajrzeć w tamte okolice, kiedy się wędruje po Podlasiu albo kiedy się w pobliżu przebywa. Sam nie umiałem się temu oprzeć...

Odwiedzaliśmy z żoną jej ciotkę, która mieszka w jednej ze wsi koło Sokółki. Stamtąd jest już bardzo blisko do Krynek. A parę kilometrów dalej znajduje się Stara Grzybowszczyzna, gdzie wychowywał się Eljasz Klimowicz i gdzie prowadził swoją działalność. Namówiłem żonę na tę wycieczkę. Chciałem poczuć atmosferę miejsca, które było kiedyś „centrum świata” i w którym tysiące wiernych przychodziło do proroka Ilji.

Początkowo jechaliśmy wygodnym, równym asfaltem. Tak było jeszcze jakiś czas za Krynkami, ale potem drogowskaz skierował nas na leśną drogę. Żona (bo to ona prowadzi) z niechęcią wjechała do lasu. Później, kiedy już nie było sensu się wycofywać, a droga zrobiła się fatalna, musiałem zapłacić za tę przejażdżkę pokornym wysłuchiwaniem nerwowych okrzyków i ostro formułowanych pretensji.

Jakoś do tej Starej Grzybowszczyzny dojechaliśmy. Wieś jest ukryta wśród lasu, wydaje się prawie wymarła. Zagrody raczej biedne, choć w jednej dostrzegliśmy samochód. Mieliśmy trochę szczęścia, bo z jednego z domów wyszła jakaś kobieta. Zapytaliśmy ją o cerkiew Ilji i o Wierszalin. Było blisko. Piaszczystą drogą doszliśmy do miejsca, gdzie w centrum zarośnięgo trawą placu, otoczonego niskim kamiennym murkiem stoi prosta, choć całkiem zgrabna bryła białej cerkiewki. Nad wejściem widnieje spore malowidło przedstawiające patrona kościoła – św. Jana Chrzciciela – stojącego obok własnej ściętej głowy. Za murkiem rozciąga się, jak ją nazywał Ilja, „Dolina Jozafata”, którą dziś porastają dość wysokie drzewa. W obrębie placyku, przy murku z prawej strony jest jakiś nagrobek i spory drewniany krzyż. Wejść do cerkwi, ani nawet na placyk przed nią się nie da. Wszystko jest zamknięte, chociaż świątynia funkcjonuje jako filia prawosławnej parafii Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy w Ostrowiu Północnym.

Podumaliśmy chwilę, zrobiliśmy trochę zdjęć (są w galerii poniżej) i obejrzeliśmy pobliski cmentarz. Wystarczyło popatrzeć na nagrobki, żeby się zorientować, że te ziemie były tyglem różnych kultur. Zanim  ruszyliśmy w stronę wsi, zobaczyliśmy grupkę młodych amazonek, jadących na pięknych wierzchowcach (jazda konna jest często w ofercie gospodarstw agroturystycznych na Podlasiu).

Nie udało mi się namówić żony, zniechęconej dość paskudną jazdą po leśnej drodze, na poszukiwanie pozostałości po osadzie Wierszalin. Zwłaszcza, kiedy jej powiedziałem, że została po niej podobno tylko jakaś jedna chata i fundamenty kilku innych... Może ktoś z Państwa zdoła tam dotrzeć podczas wakacyjnych wędrówek...
Na koniec jeszcze o książkach. W naszych zbiorach znajdziecie Państwo obie publikacje Włodzimierza Pawluczuka: „Wierszalin. Reportaż o końcu świata” i powieść „Judasz”. Jest też „Śmierć proroka i inne historie o końcu świata” Tadeusza Słobodzianka. Gorąco polecam!