Język polskiJęzyk angielskiJęzyk francuskiJęzyk ukraińskiJęzyk niemieckiJęzyk migowy

O autorze:

Mark Haddon urodził się  26 września 1962 w Northampton, angielski pisarz, ilustrator, karykaturzysta i scenarzysta. Napisał kilkanaście książek dla dzieci i dwie dla dorosłych. Za „Dziwny przypadek psa nocną porą” otrzymał siedemnaście naród literackich. Mark Haddon studiował na Merton College, Oxford University i ukończył literaturę angielską w 1981, oraz na Edinburgh University w 1984.

O książce:

„Sekret zadowolenia z życia… polega na umiejętności
całkowitego ignorowania pewnych rzeczy”.

Większość młodych ludzi wyobraża sobie, że związanie się z kochaną osobą zapewni im przyjemne życie pełne radości i szczęścia. Powinni dostać w prezencie (i przeczytać) tę książkę. I nie dlatego, że jest drastyczna. Nie, po prostu przedstawia prawdziwe życie przeciętnej rodziny.

Oto Anglia w sierpniu. I rodzina seniorów Jean i George Hall. On ma 61 lat i właśnie przeszedł na emeryturę. Nareszcie może spełnić swoje marzenie, czyli zająć się sztuką. Buduje więc w ogrodzie studio.
Jean jeszcze pracuje, ale fakt, że po trzydziestu pięciu latach będzie się po domu pętał Georg – w gruncie rzeczy obcy człowiek, wcale jej nie zachwyca.

Polski tytuł to „Drobny kłopot” ale angielski zrozumiałam jako „Miejsce kłopotów”, a tym miejscem jest rodzina.

Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że mógłby brzmieć „Lawina kłopotów i przykrości”. A już na pewno nie jest tam nudno.

George pewnego dnia odkrywa na biodrze coś dziwnego. I są tego drastyczne skutki.

A ponieważ jest małomówny (uważa, że mówienie jest przeceniane) i nie interesuje się żoną, więc ona znajduje pocieszenie gdzie indziej.
Córka Katie jest rozwiedziona, teraz  związała się z mężczyzną bardzo praktycznym, ale o połowę od niej mniej inteligentnym. Za to o jego bracie nie bardzo można opowiadać. Syn kocha inaczej, w dodatku został porzucony, a koty go wkurzają.

Książka napisana jest z nienachlanym humorem, ale i zawiera parę złotych czy tylko srebrnych myśli oraz dosadne stwierdzenia.

Tytuł rozdziału siedemnastego brzmi „Pieprznęło w sobotę rano” a dwudziesty szósty zaczyna się: „Katie miała za sobą gówniany tydzień”. Między innymi podniosła kanapę, coś jej trzasnęło w krzyżu, potem poruszała się jak kamerdyner z filmu o wampirach. Natychmiast lecimy taki oglądać.

Autor dzieli się z nami takimi oto przemyśleniami:

O urlopie: „Umysł ludzki nie jest stworzony do kąpieli słonecznych i lekkiej lektury… dzień po dniu”.
Niektórzy nie są stworzeni do żadnej kąpieli – niestety.

O mężczyznach: „Mężczyźni na ogół chcą mówić innym, co wiedzą. … Bardzo niewielu mężczyzn umie milczeć”.
Pamiętajcie, że autor jest facetem.

W myśl zasady, że nieszczęścia chodzą stadami, wszystko się komplikuje. Służba zdrowia dziwnie przypomina naszą, biblioteka nie spełnia swoich zadań, pies w domu wali kupę, a właściciel (słusznie bardzo) w nią wdeptuje, George ucieka z domu a Ray rozdeptuje rycerza.

Drobne kłopoty? Raczej „Cholerny bajzel. To już bliższe prawdy”.
Co do humoru to najbardziej rozbawiła mnie scena w barze na stronie 217.
Ta książka to nie jest arcydzieło, ale na pewno bliska życia każdego z nas, w którym bywa przecież bardzo rożnie.

Na koniec oddaję głos Jean:
„Może cały sekret polega na tym, żeby przestać szukać zieleńszych pastwisk. Jak najlepiej wykorzystać to, co się ma”.

Polecam.

IRENA BROJEK
Od urodzenia wrocławianka. Bibliotekarka z bogatą przeszłością (Politechnika, Szkoła Inspekcji Pracy, Dz.B.P., Uniwersytet, PWST, R.B.P, M.B.P.). Pomysłodawczyni i organizatorka kobiecej imprezy pod nazwą „dress-party”. Wykonuje i wystawia kolaże i wyklejanki. Miłośniczka książek, kina, kotów i osób z inteligentnym poczuciem humoru. Prowadzi interesujący blog: http://kotnagalezi1.blox.pl/html.